środa, 1 maja 2013

Rozdział 001



Leżałem obok niej. Spoglądałem na jej powieki, na jej wydatne usta. Miała przeciętną urodę – brunetka, zielone oczy, jasna cera i te obrzydliwe piegi rozsiane po, dosłownie, całym ciele. Ale sama wskoczyła mi do łóżka, więc nie wybrzydzam. Moje pragnienie seksualne nie było zaspokajane od kilku dni, więc musiałem sobie jakoś ulżyć. Odsunąłem kosmyk, który właśnie opadł jej na policzek i zauważyłem, że się przebudziła. Spojrzała na mnie z uśmiechem, co nadało jej twarzy wyraz nader sztuczny, jednak nie przejąłem się. Pogładziłem ją po policzku i połączyłem nasze usta w pocałunku. Przyciągnąłem ją do siebie, całując ją po twarzy, szyi, brzuchu, piersiach. Jednak nie miałem ochoty na długą grę wstępną. Byłem napalony do granic możliwości. Wszedłem w nią gwałtownie, na co zareagowała przeciągłym jękiem. To nie była miłość. To nie była namiętność. To był stosunek dwójki ludzi, którzy potrzebują się rozerwać. Kiedy skończyłem, szybko się od niej odsunąłem.
- Możesz wyjść – powiedziałem. Dziewczyna podniosła się na łokciu i spojrzała na mnie tymi zielonymi tęczówkami otoczonymi z każdej strony piegami.
- Co takiego? Mam wyjść? – głupie pytanie, nieprawdaż?
- Masz się wynosić, nie rozumiesz? – zapytałem już lekko wkurzony. Dlaczego one nigdy nie potrafią po prostu wyjść, tylko zawsze to samo głupie pytanie, ten sam wzrok, to samo zdziwienie. Przecież to logiczne, że idę z taką do łóżka, pieprzę ją, po czym znajduję kolejną. No, logiczne, nie? W końcu wstała, ubrała się i wyszła. Zostałem w pokoju sam.  
*
Dzwoniący telefon zakłócił moją całodniową egzystencję w łóżku. Niechętnie wyciągnąłem dłoń, by po niego sięgnąć. Nie spoglądając na wyświetlacz, przyłożyłem aparat do ucha.
- Czego? – warknąłem. Nie lubię kiedy ktoś do mnie dzwoni. To ja dzwonię do ludzi, gdy czegoś od nich potrzebuję, czyli głównie dzwonię do dziewczyn. Czego od nich potrzebuję, to już wiadomo.
- Może grzeczniej? – usłyszałem spokojny, melodyjny głos ojca. Melodyjny? Co ja pierdolę?! Ten człowiek powinien zginąć! On! Nie moja matka! Właśnie on! Melodyjny! Pff! – Niestety, otrzymałem pilne zlecenie z pracy. Muszę wyjechać na dwa dni. Nie wracam do domu. Wszystkie rzeczy zabrałem kiedy spałeś, nie miałem jednak czasu napisać ci kartki, dlatego dzwonię – kiedy skończył swój jakże nudny wywód, nacisnąłem czerwoną słuchawkę. Po co miałem mówić cokolwiek? Czy to by coś zmieniło? Ruszyło by go sumienie, gdybym oznajmił, że chcę usiąść i z nim pogadać? O wszystkim? O niczym? Kurwa, głupieję! Nie mogę tak myśleć! On nic dla mnie nie znaczy! Jest ojcem tylko na papierze! To co? Impreza? Tak, kurwa, impreza!
*
Uwielbiam moich znajomych. Nieważne, że oni lubię mnie przez wzgląd na moją forsę. Znaczy… ważne, ale… ja pierdzielę, już naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje! Muszę się napić! Wziąłem butelkę czystej i przykładając szyjkę do ust, pociągnąłem jeden, spory łyk, potem następny i następny.
- Stary, utopisz się – zaśmiał się Peter, odbierając mi butelkę i czyniąc to samo, co ja przed chwilą.
- W hektolitrach wódy bym się nie utopił, a ty mówisz o marnym zero siedem – zaśmiałem się szyderczo i klepnąłem chłopaka w ramię, tak po „przyjacielsku”.
- Adam, muszę ci przyznać, że imprezy to ty robisz najlepsze na świecie! A laski… co jedna to lepsza. Szkoda, że już mam dziewczynę – powiedział, po czym raz jeszcze zaciągnął się alkoholem i oddał mi butelkę.
- Peter, Mary może i jest twoją dziewczyną, ale przecież to nie znaczy, że jesteś z nią związany na zawsze. Co ty?! Preferujesz jakiś pieprzony celibat, bo masz laskę?! W dodatku nietkniętą? Chłopie, już dawno powinieneś ją grzmotnąć, serio nie wiem na co czekasz…
- To nie jest takie proste. Zaparła się, że nie jest gotowa. Nikt jej nie przekona.
- Nikt? – uniosłem lewą brew na znak zdziwienia. Naprawdę myślał, że żaden mężczyzna na tym ludzkim padole nie zdoła przekonać pięknej dziewczyny, by dała się bzyknąć? Naprawdę tak myślał? Co za naiwny człowiek – Chcesz się założyć? – zaśmiałem się pod nosem.
- Cóż, nigdy nie sądziłem, że tak łatwo ją oddam w czyjeś ręce, ale zgoda. O Jacka Danielsa – nie odpowiedziałem, tylko lekko skinąłem głową, jednocześnie wystawiając dłoń, by na znak zawarcia umowy, uścisnąć dłoń chłopaka. To będzie zabawa!
*
- Cześć Mary – uśmiechnąłem się słodko siadając obok długonogiej blondynki. Jasna cholera, jakie cudo! Piękne, błękitne oczy. Wydatne, pełne usta. Duże, jędrne piersi. Równie jędrny tyłek. No i właśnie te nogi ciągnące się w nieskończoność. Jak ona mogła być z takim frajerem jak Peter? Chyba nigdy tego nie pojmę.
- Cześć Adam – odpowiedziała mi słodko się uśmiechając. Ma dołeczki! Dołeczki! Coś pięknego! Kocham dołeczki! To jest tak cholernie seksowne, że… chce mi się! Dziwię się, że jeszcze mi nie stanął. Ale to dobrze, dobrze. Nie, stop. To nie jest dziwne, że mi nie stanął. Praktyka robi swoje – Dzięki za zaproszenie. Świetnie się bawię.
- Nie ma za co kochana. Cieszę się, że ci się podoba. Gadałem właśnie z Peterem. Zadowolony równie mocno jak ty – uśmiechnąłem się ponownie, na co dziewczyna zareagowała tym samym – Ale nie o twoim chłopaku przyszedłem tutaj gadać. Zatańczysz? – zapytałem moim najbardziej uwodzicielskim głosem, podnosząc się z zajmowanego dotychczas miejsca i wyciągnąłem dłoń w kierunku tej boskiej bogini. Bez jakiejkolwiek odpowiedzi podała mi swoją piękną dłoń, z równie pięknymi, pomalowanymi na błękitno, paznokciami. Pociągnąłem ją na środek parkietu i jakie to zrządzenie losu, kiedy akurat zaczęła lecieć durna, powolna piosenka. Durna… cóż, w rozumieniu dziewczyn, musiałbym powiedzieć „romantyczna” – Idealnie – szepnąłem jej do ucha, przyciągając ją mocniej do siebie.
- Adam, mam chłopaka – próbowała, dość niezgrabnie, wyrwać się z mych objęć, jednak bardzo jej to utrudniałem, zaciskając swoje ręce jeszcze mocniej wokół jej talii.
- Spokojnie, to mój kumpel. Nie będzie zazdrosny. Daj się ponieść muzyce – szepnąłem jej do ucha, na co dziewczyna zareagowała dokładnie tak jak chciałem, przestała się szarpać i przylgnęła do mnie. Kołysaliśmy się w rytm piosenki, aż niespodziewanie usłyszałem, że blondynka potrzebuje na chwilę się przewietrzyć. Jaki byłby ze mnie dżentelmen, gdybym nie poszedł z nią? No właśnie. Więc poszedłem. Mówiłem już, że kocham mój dom? I ogród? No i te ławki w ogrodzie? Usiedliśmy na jednej z nich, z dala od reszty, z dala od domu.
- Przepraszam, że tak wyszło. Świetnie mi się tańczyło. Tak… inaczej – zaczęła, patrząc na swoje buty. Czerwone buty na dziesięciocentymetrowym obcasie. Mimo to nadal była niższa ode mnie. Właśnie miałem się odezwać, powiedzieć coś w stylu, że to przecież nie jej wina, nic się nie stało, ale zauważyłem, że ramiączko z białej sukienki osunęło się na jej ramieniu. Mój bystry wzrok wypatrzył
w tym momencie rzecz jeszcze jedną. Dziewczyna nie miała biustonosza. Nie było ani ramiączek z tej jakże zbędnej części garderoby, a już na pewno jej sutki nie byłyby przecież tak widoczne. Cholera, mój chłopak zaraz nie wytrzyma! Spokojnie, wdech, wydech, wdech, wydech… Wyciągnąłem rękę i chwytając za ramiączko umieściłem je na pierwotnym miejscu. Spojrzała na mnie. Nasze oczy się spotkały – Masz piękne zielone tęczówki – kurwa że co?! Chyba śnię!
- Hah, dzięki, ale możesz mi wierzyć, że moje tęczówki przy twoich wymiękają. Błękit oceanu jest zdecydowanie ładniejszym kolorem niż zieleń wiosennego liścia.
- Jestem w szoku. Naprawdę ty to powiedziałeś? – zaśmiała się perliście. Zastanawiam się właśnie nad tym samym. „Zieleń wiosennego liścia”?! I powiedźcie mi, że mnie nie popierdoliło.
- Często mówię takie rzeczy – tak, jasne. Nic tylko sobie trwonię o zielonych listkach. Marihuany chyba.
- Wiedziałam, że jesteś inny – szepnęła i dotknęła mojej twarzy. Po pierwsze, nie poczułem nic nowego, takie tam macanie. Po drugie, cholera, serio jestem mistrzem w podrywaniu. Strasznie szybko poszło. Zaraz będzie moja. No i po trzecie, mój chłopak nie wytrzyma już długo. Wpiłem się w jej usta. W te piękne, pełne usta. Smak malinowy, cudownie – Nie mogę – powiedziała po chwili odsuwając mnie lekko, acz stanowczo od siebie.
- Mary, kochana Mary, zapomnij na chwilę o Peterze, zapomnij o całym świcie. Pragnę cię i wiem, że ty również… - nie dała mi dokończyć. Zamknęła mi usta pocałunkiem, krótkim, ale jednak.
- Tak, pragnę cię, ale nie mogę tego zrobić Peterowi, nie mogę – wstała i podeszła do najbliższego drzewa, opierając się o nie – Nie mogę – powtarzała. Wiecie, że gdybym wdał się w dyskusję i zaczął jej tłumaczyć, że to przecież nic nie znaczy, rozmyśliłaby się? Wiecie, że gdybym powiedział cokolwiek mogłaby odejść? Cóż, dokładnie tak by było, gdybym się odezwał. Tyle że się nie odezwałem. Podszedłem do niej i spoglądając jej przeciągle w oczy, ponownie wtopiłem swe usta w jej lekko rozchylone wargi. Muszę powiedzieć, że malinowy smak ust jeszcze bardziej mnie podnieca. Cóż, chciała tego, prawda? Nie wziąłem jej siłą. Po prostu sprawiłem jej niezapomnianą przyjemność. Sobie przy okazji też. No i wygrałem whisky.
______________________________

 Skromnie mówiąc, mój ulubiony rozdział. Początki zawsze wychodzą mi tak idealnie (haha!). Mam nadzieję, że Wam również się spodobał.
Mam tyle nauki (mapy Ameryki/Europy/Australii; socjologia), a tak mało chęci, że chętnie bym się zaszyła pod poduszką i nie wychodziła na światło dzienne. Straszne, że majówka, a nie można odpocząć. Nawet pogoda krzyczy "siadaj do książek, no!".
Pozdrawiam serdecznie! :)

7 komentarzy:

  1. Przeczytałam i stwierdzam, że... jesteś chora! W pozytywnym sensie, ale chora! Sposób w jaki piszesz jest cudowny. Uwielbiam takie różne uwagi bohaterów typu:„Zieleń wiosennego liścia”?! I powiedźcie mi, że mnie nie popierdoliło"
    Na swoim dysku mam prolog własnego opowiadania, które jest nieco podobne. Tez lubię tworzyć takich dziwnych bohaterów.

    Oto fragment mojego zalegającego opowiadania:

    Mimo początkowych obaw, co do stanu mego organizmu, zacząłem sunąć po podłodze (jak to możliwe, że jeszcze nie zrobiłem w niej dziur od tych manewrów?!). Za oknem świtało, w moim mieszkaniu panowała ciemność, a ja pokonywałem odległość dzielącą mnie od kuchni z zawrotną prędkością metra na minutę. Całą swą uwagę skupiałem przy tym na swoich stopach (do dziś nie wiem co było tak intrygującego w tych kapciach).

    Rozdiał ogółemm mi się podobał :) Te sceny, które miały być takie dziwne wcale takie nie są. Są nawet... subtelne :P
    Ta historia będzie opowiadać historię głównego bohatera, który poznaje tę dziewczynę, która zmieniła jego życia, tak? Czy będzie to coś zupełnie innego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edge, jak można być chorym w pozytywnym sensie? Hahaha. Tak, Adam jest dość dziwnym bohaterem. Czasem, jak o nim piszę, mam wrażenie, że stworzyłam człowieka z rozdwojeniem jaźni, a nie o to mi chodzi. Ale cóż, lubię typka, jest inny. :D

      OMG! O czym jest to opowiadanie?! Koleś zamienia się w superbohatera - jaszczurkę jakąś czy coś? Nieźle. Ja już na szczęście wiem, że Ty chora jesteś. :P
      To opowiadanie się gdzieś kiedyś ukaże? :D

      To dobrze, że nie są dziwne. Cieszy mnie to. To opowiadanie nie ma być dziwaczne. Po prostu siadam i piszę. Nie mam planu. Wychodzi co wychodzi. :)
      Tak, powiedźmy, że o tym będzie ta historia. ^^

      Usuń
    2. Można być chorym w pozytywnym sensie! Ja jestem tego przykładem. Czasami lepiej jest żyć w swojej własnej rzeczywistości :)
      Adam :) Hmm... Zobaczymy jak będzie się zachowywał w następnym rozdziale. Może dołączy do naszego grona pozytywnie chorych :P

      Opowiadanie jest nie wiem o czym. Jest chore, szczerze mówiąc. Ten tekst ma 100-stopniową gorączkę :P haha. Mam tylko krótki prolog i początek pierwszego rozdziału. Nie wiem czy się gdzieś ukaże, bo został napisany wieki temu i nie ruszałam go od dawna. Może kiedyś :)

      Ten prolog wygląda w całości tak:
      Tamtego ranka nie chciałem się obudzić. Odmienność moich planów od rzeczywistości przestała mnie jednak przerażać, gdyż była to moja trzecia nieudana próba (mówią, że do trzech razy sztuka). Klnąc zsunąłem się z łóżka wprost na podłogę, gdzie z zawzięciem zacząłem szukać moich kapci. Gdybym poprzedniego wieczora nie pozbył się zalegających pod moim posłaniem rupieci (nie chciałem zostawić nikomu pamiątek po moim nędznym żywocie) ta akcja poszukiwawcza zapewne skończyłaby się fiaskiem. Zacząłem poważnie się zastanawiać, czy moi dwaj towarzysze nie tkwią przypadkiem w pralce, gdy zauważyłem w najdalszym kącie dwie pary czarnych plastikowych oczu. W końcu moje stopy wsunęły się w niebieskie bambosze z łowieckimi trofeami w postaci głów pluszowych króliczków na czubkach. Teraz każdy normalny człowiek stwierdziłby, że należy podnieść się z podłogi, ale ja uważałem inaczej. Wyciągnąłem się na deskach machając stopami na boki i podziwiałem szalone akrobacje mych króliczych przyjaciół. Gdy znudziła mi się ta jakże owocna obserwacja, postanowiłem stanąć na nogi. Mimo początkowych obaw, co do stanu mego organizmu, zacząłem sunąć po podłodze (jak to możliwe, że jeszcze nie zrobiłem w niej dziur od tych manewrów?!). Za oknem świtało, w moim mieszkaniu panowała ciemność, a ja pokonywałem odległość dzielącą mnie od kuchni z zawrotną prędkością metra na minutę. Całą swą uwagę skupiałem przy tym na swoich stopach (do dziś nie wiem co było tak intrygującego w tych kapciach). Zatrzymałem się przy lodówce zastanawiając się kim jest ten przystojniak na jej drzwiach. Wpatrywałem się w swoje oblicze na tyle długo, by stwierdzić, że jak na wariata wyglądam nie źle. Moja odświętna, wyciągnięta koszulka ze spranym logiem Jacka Danielsa nie była w stanie tak dobrym jak kiedyś. Kupiłem ją na dzień przed pierwszą próbą, lecz co za zrządzenie lody, musiała pocierpieć jeszcze dwa razy. Zacząłem się poważnie zastanawiać nad stanem leżącego na półkach jedzenia, pozostawiając pozostałe części mego schludnego ubioru bez komentarza.

      Usuń
    3. Buhahaha, szczerze? Adam w najmniejszym stopniu nie jest takim wariatem(?) jak bohater z Twojego prologu - nawet nie wiem czy miano wariata jest wystarczające. Chyba nie. Rozumiem, że koleś ma mocnego kaca, tak? To by go usprawiedliwiało. Króliczki... Ja pierdzielę! Buhahaha. Nie mogę ze śmiechu! Oj, postaraj się pociągnąć tą historię! Byłabym w niebie móc w końcu przeczytać coś tak szalonego. Brakuje takich blogów. Wszyscy tworzą coś bardziej "porządnego". A ten prolog zasługuje na jakąś statuetkę! Genialne! :D

      Usuń
    4. Właśnie mnie coś tchnęło i zaczęłam coś sobie bazgrolić do tego opowiadania :) Hahaha. Ale mam ubaw. Idzie mi świetnie. Może pomyślę nad blogiem. Tylko tam pewnie nie dodawałabym tak często kolejnych części.

      Usuń
    5. Uwielbiam Cię, dziewczyno! "Hahaha. Ale mam ubaw. Idzie mi świetnie." - po prostu jesteś moim hero! Pomyśl nad opowiadaniem, pomyśl. Ja na pewno będę czytać. :)

      Usuń
    6. Zapraszam na http://niebieskie-kroliki.blogspot.com/

      Jeszcze dopracowuję szablon :)

      Usuń