niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 003



Piątek. Kocham piątki. Zresztą kocham każdy dzień, w którym nie muszę iść do szkoły. Cóż, to ostatni taki piątek. Od poniedziałku zaczyna się szkoła. Ostatni rok liceum. Powrót na stare śmieci, to jest to. Ale lepszą perspektywą jest fakt, iż wraz z nowym rokiem w szkole pojawią się nowe dziewczyny. Ach, młoda krew, wow! Myślę jak jakiś wampir, wiem. Krew! Ale przecież będą o dwa lata młodsze. Takie niewinne, takie skromne, takie… czyste, nietknięte. Tak, to jest ta dobra perspektywa. Dlatego już tak czekam na ten poniedziałek. Wiecie, brakuje mi seksu. Moja ostatnia partnerka to Mary, a rzecz ta miała miejsce w poniedziałek, czyli całe cztery dni temu. Potrzebuję fizycznej bliskości, cholera! Może sobie zwalę… Kurwa, jebnijcie mnie! To byłby pierwszy raz w życiu. Tak, nigdy jeszcze nie musiałem sam się zadowalać, coś pięknego. I dziś mógłbym zadzwonić do jakieś panienki, by przyszła zaspokoić me rządze, ale nie wiem którą chciałbym widzieć na moim łóżku. Poniedziałek. Świeża krew. Tylko trzy dni. Da radę. Adam, bądź kurwa silny!
*
Sobota. Dwa dni. Tylko dwa dni. Kurwa, to aż dwa dni! Czuję, że mój członek jest już… obrzmiały? Brak seksu to wielkie katusze nie tylko dla niego. Moja psychika ledwo wytrzymuje. Chciałem pooglądać pornole, ale wtedy moja prawa ręka jakoś odłączała się od reszty ciała i dążyła do złapania mego przyjaciela, na co nie mogłem jej pozwolić. Nie! Dwa dni… nie będzie masturbacji! Wytrzymałem tyle, dam radę i przez te dwa dni, prawda?
*
Niedziela. Czytam książkę, uwierzycie? „Wendigo” Mastertona. Powiem Wam, że dość ciekawa lektura, tyle że… ja, kurwa, ja (!) czytam książkę! To wszystko przez brak seksu! Seks, seks, seks! Ach, szlag mnie zaraz trafi! Nawet się skupić na czytaniu nie umiem, tylko seks i seks! Jeden dzień…
*
Tak, to będzie cudowny dzień. Wpierw posłucham sobie nudnej przemowy dyrektorki, potem wychowawczyni, aż w końcu przyjdzie czas na deser. Ej, a może zaliczę jakąś nauczycielkę, co? Cholera, za kogo Wy mnie macie? Nauczycielce nigdy nie będzie dane oglądać mego olbrzyma, nigdy. Cóż, trochę obleśna ta jajecznica. Spaliłem. Trochę nie mogłem się skupić na mieszaniu, kiedy w głowie non stop mam piosenkę Akona „I just had sex”. Będę to dzisiaj śpiewał, muszę. Dobra, walić tą jajecznicę! Stop, jajecznicy się nie wali, można ją wyrzucić i tak też zrobię. No, to teraz idę się ubierać. Ładny czarny garniturek, biała, wykrochmalona koszula, no i czarny krawat-śledzik. Piękne, wypolerowane lakiereczki założę jeszcze na me stopeczki i będzie cud, miód i… seks!
*
- A przede wszystkim serdecznie witam naszych tegorocznych maturzystów… – ble, ble, ble, gadaj zdrów. Mówiłem, że to będzie nudna mowa. Tylko dlaczego ja zawsze muszę mieć rację? Hah, głupie pytanie. Przecież jestem taki zajebisty! Aha, co do mojej zajebistości… ile tu dziewczyn! Co jedna to ładniejsza. A znając życie, to im bardziej ładna, tym bardziej pusta. Cóż, to i tak się nie liczy. Ważne są doznania łóżkowe. To którą by tu wybrać jako pierwszą? Może szczupłą blondynkę w pierwszym rzędzie? Wygląda dość… apetycznie. Jej koleżanka, długowłosa brunetka, też niczego sobie. O, a ta ruda. Pierwsza ruda jaką widzę na oczy. Serio, pierwsza. Zadowolisz mnie dziś, maleńka.
- Adam, mam dla ciebie misję – usłyszałem szept przy prawym uchu. Niechętnie przeniosłem wzrok z pięknej buźki rudej na Petera – Chcesz jeszcze jedną whisky? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem. Co on planuje?
- Jeszcze poprzedniej wygranej nie dostałem, a ty mówisz o następnej? – zakpiłem. Cztery dni whisky kupuje. Mówiłem już, że nie udało mu się przelecieć Mary? Nie? To teraz wiecie. Wciąż utrzymywała, że nie jest gotowa. Zerwał z nią dwa dni temu. Idiota.
- Dostaniesz trzy butelki jeśli wygrasz ten zakład – poruszył zabawnie brwiami jak miał w zwyczaju, przez co musiałem się zaśmiać pod nosem.
- Zgoda. Co tym razem?
- Widzisz tamtą dziewczynę? Tą blondynkę? – wskazał na dziewczynę siedzącą w drugim rzędzie.
- Kpisz? – spojrzałem z powrotem na kumpla. Nie była brzydka, nie. Po prostu była zwyczajna, przeciętna, nic specjalnego. Długie blond włosy spięte dość niechlujnie w kucyk, maleńki, lekko zadarty nosek, małe, lecz pełne usta, dość blada cera. Taka… zwykła. Zapomnijmy o stroju, ok? Wyglądała na prawdziwą kujonkę. Szkoda tylko, że cały zestaw, czyli bluzka wraz z spódnicą, były na nią za małe.
- Tchórzysz?
- Wiesz, że przyjmę każde wyzwanie dotyczące pieprzenia laski. Zgadzam się. Trzy butelki za przegrzmocenie tej cnotki.
*
- Cześć piękna, jestem Adam – podszedłem od tyłu do celu mojego nowego zakładu z Peterem. Odwróciła się dość niepewnie i spojrzała na mnie spod rzęs. Była niższa ode mnie o jakieś dziesięć centymetrów.
- Cześć, Zoey – odpowiedziała, lekko się uśmiechając.
- Przekaż ode mnie rodzicom, że wybrali ci bardzo ładne imię. Pasuje do ciebie – uśmiechnąłem się słodko, bardzo słodko.
- Moi rodzice nie żyją – co? Co?! Czy ona właśnie powiedziała, że jej rodzice umarli? Serio?
- Przykro mi – nie myślcie sobie, że jestem bezdusznym dupkiem. W końcu ja również straciłem matkę. Wiem jakie to uczucie stracić bliską ci osobę.
- Nic się nie stało. Nie znałam ich. Wychowałam się w domu dziecka – pierdolnijcie mnie, proszę! Chcę do domu!
- W domu dziecka? Naprawdę?
- Tak, moje opiekunki bardzo mi pomogły. To one nadały mi takie imię, toteż przekażę im podziękowania – uśmiechnęła się, tak niewinnie. Jak mogłem przyjąć ten zakład? Przecież to taka czysta, niezbrukana przez nikogo, istota. Jak ja mogę ją… no wiecie. Przecież skrzywdzę ją, doszczętnie ją zniszczę. Hola, hola, wyrzuty sumienia stop! Zakład to zakład, a ja znany jestem z łamania serc. Jedna dodatkowa cierpiąca przeze mnie dziewczyna, co za różnica.
- Dasz się może zaprosić na kawę?
- Przepraszam, ale dziś nie mogę. Obiecałam opiekunkom, że pomogę im przy mniejszych dzieciach. Może innym razem – ponownie obdarzyła mnie tym niewinnym, słodkim uśmiechem. Tak szczerym, pełnym zaufania.
- Jasne, może innym razem – odpowiedziałem, po czym uśmiechając się pozostawiłem ją samą na środku korytarza.  
*
Chyba odpadłem. Grzmocę zajebistą laskę, a myślami krążę wokół blondynki-kujonicy. Nie wpadła mi w oko, skąd! Po prostu czuję się jakoś dziwnie po rozmowie z nią. Nie znała rodziców. Nie miała na tym świecie nikogo prócz kobiet, które wychowały ją w domu dziecka. Rodzice nie dali jej nic prócz istnienia. Nawet imię zawdzięcza kobietom z sierocińca.
- Zoey… – szepnąłem.
- Co? – obruszyła się dziewczyna pode mną – Co powiedziałeś?
- Sorry, pomyślałem o moim psie.
- Psie? – zaśmiała się perliście. Tak, o psie, którego nie mam, nigdy nie miałem i mieć nie będę. Ale ona nie musi o tym wiedzieć, no nie? – Jesteś pierwszym facetem, który przy stosunku myśli o psie.
- Jesteś pierwszą dziewczyną, której się zwierzyłem. Zawsze przy stosunkach myślę o moim psie, tyle że głupio mi  było o tym mówić.
- Nie dziwię się – ponownie się zaśmiała – Ale skoro musisz myśleć o tym psie, to ok. Lecz najpierw, pocałuj mnie.
- Ruda, dla ciebie wszystko! – krzyknąłem, na co dziewczyna kolejny już raz się zaśmiała. Otrzymała to, o co poprosiła. A tak dla jasności, to właśnie ta sama ruda, na którą miałem ochotę. Poszło z nią równie szybko jak z Mary, ale w jej przypadku dziw nie bierze, gdyż dziewicą to ona nie była. Ważne jednak, że teraz jest w moich objęciach, a dokładniej we władaniu mojego przyjaciela, pana Fiuta.
_____________________________

Jestem zadowolona z tego rozdziału. Przynajmniej wiecie, że Adam w szybkim tempie potrafi się zmienić. W końcu, w poprzednim rozdziale, był tak słodki i niewinny, że chciałoby się go przytulić. A teraz? Cholerny seksoholik!

3 komentarze:

  1. Rozdział na serio fajny! :) Coś mi się wydaje, że ta Zoey trochę go zmieni podczas tego zakładu :) :* POZDRAWIAM!

    OdpowiedzUsuń
  2. aaa !! zakochałam się.. w całym tym opowiadaniu.. w Adamie.. troche cham, ale świetny jest.. i zajebiste ma imie.. po prostu koocham.. jutro rozdział?? mam nadzieję.. uwieelbiam to
    Nila

    OdpowiedzUsuń