Piątek. Kocham piątki. Zresztą
kocham każdy dzień, w którym nie muszę iść do szkoły. Cóż, to ostatni taki
piątek. Od poniedziałku zaczyna się szkoła. Ostatni rok liceum. Powrót na stare
śmieci, to jest to. Ale lepszą perspektywą jest fakt, iż wraz z nowym rokiem w
szkole pojawią się nowe dziewczyny. Ach, młoda krew, wow! Myślę jak jakiś wampir,
wiem. Krew! Ale przecież będą o dwa lata młodsze. Takie niewinne, takie skromne,
takie… czyste, nietknięte. Tak, to jest ta dobra perspektywa. Dlatego już tak
czekam na ten poniedziałek. Wiecie, brakuje mi seksu. Moja ostatnia partnerka
to Mary, a rzecz ta miała miejsce w poniedziałek, czyli całe cztery dni temu.
Potrzebuję fizycznej bliskości, cholera! Może sobie zwalę… Kurwa, jebnijcie
mnie! To byłby pierwszy raz w życiu. Tak, nigdy jeszcze nie musiałem sam się
zadowalać, coś pięknego. I dziś mógłbym zadzwonić do jakieś panienki, by
przyszła zaspokoić me rządze, ale nie wiem którą chciałbym widzieć na moim
łóżku. Poniedziałek. Świeża krew. Tylko trzy dni. Da radę. Adam, bądź kurwa
silny!
*
Sobota. Dwa dni. Tylko dwa
dni. Kurwa, to aż dwa dni! Czuję, że mój członek jest już… obrzmiały? Brak
seksu to wielkie katusze nie tylko dla niego. Moja psychika ledwo wytrzymuje.
Chciałem pooglądać pornole, ale wtedy moja prawa ręka jakoś odłączała się od
reszty ciała i dążyła do złapania mego przyjaciela, na co nie mogłem jej
pozwolić. Nie! Dwa dni… nie będzie masturbacji! Wytrzymałem tyle, dam radę i
przez te dwa dni, prawda?
*
Niedziela. Czytam książkę,
uwierzycie? „Wendigo” Mastertona. Powiem Wam, że dość ciekawa lektura, tyle że…
ja, kurwa, ja (!) czytam książkę! To wszystko przez brak seksu! Seks, seks,
seks! Ach, szlag mnie zaraz trafi! Nawet się skupić na czytaniu nie umiem,
tylko seks i seks! Jeden dzień…
*
Tak, to będzie cudowny dzień. Wpierw
posłucham sobie nudnej przemowy dyrektorki, potem wychowawczyni, aż w końcu
przyjdzie czas na deser. Ej, a może zaliczę jakąś nauczycielkę, co? Cholera, za
kogo Wy mnie macie? Nauczycielce nigdy nie będzie dane oglądać mego olbrzyma,
nigdy. Cóż, trochę obleśna ta jajecznica. Spaliłem. Trochę nie mogłem się
skupić na mieszaniu, kiedy w głowie non stop mam piosenkę Akona „I just had sex”. Będę to dzisiaj śpiewał,
muszę. Dobra, walić tą jajecznicę! Stop, jajecznicy się nie wali, można ją
wyrzucić i tak też zrobię. No, to teraz idę się ubierać. Ładny czarny
garniturek, biała, wykrochmalona koszula, no i czarny krawat-śledzik. Piękne,
wypolerowane lakiereczki założę jeszcze na me stopeczki i będzie cud, miód i…
seks!
*
- A przede wszystkim
serdecznie witam naszych tegorocznych maturzystów… – ble, ble, ble, gadaj
zdrów. Mówiłem, że to będzie nudna mowa. Tylko dlaczego ja zawsze muszę mieć
rację? Hah, głupie pytanie. Przecież jestem taki zajebisty! Aha, co do mojej
zajebistości… ile tu dziewczyn! Co jedna to ładniejsza. A znając życie, to im
bardziej ładna, tym bardziej pusta. Cóż, to i tak się nie liczy. Ważne są
doznania łóżkowe. To którą by tu wybrać jako pierwszą? Może szczupłą blondynkę
w pierwszym rzędzie? Wygląda dość… apetycznie. Jej koleżanka, długowłosa
brunetka, też niczego sobie. O, a ta ruda. Pierwsza ruda jaką widzę na oczy. Serio,
pierwsza. Zadowolisz mnie dziś, maleńka.
- Adam, mam dla ciebie misję –
usłyszałem szept przy prawym uchu. Niechętnie przeniosłem wzrok z pięknej buźki rudej na Petera – Chcesz jeszcze jedną whisky? – zapytał z
łobuzerskim uśmiechem. Co on planuje?
- Jeszcze poprzedniej wygranej
nie dostałem, a ty mówisz o następnej? – zakpiłem. Cztery dni whisky kupuje. Mówiłem już, że nie udało mu się przelecieć Mary? Nie? To teraz
wiecie. Wciąż utrzymywała, że nie jest gotowa. Zerwał z nią dwa dni temu.
Idiota.
- Dostaniesz trzy butelki
jeśli wygrasz ten zakład – poruszył zabawnie brwiami jak miał w zwyczaju, przez
co musiałem się zaśmiać pod nosem.
- Zgoda. Co tym razem?
- Widzisz tamtą dziewczynę? Tą
blondynkę? – wskazał na dziewczynę siedzącą w drugim rzędzie.
- Kpisz? – spojrzałem z
powrotem na kumpla. Nie była brzydka, nie. Po prostu była zwyczajna,
przeciętna, nic specjalnego. Długie blond włosy spięte dość niechlujnie w
kucyk, maleńki, lekko zadarty nosek, małe, lecz pełne usta, dość blada cera.
Taka… zwykła. Zapomnijmy o stroju, ok? Wyglądała na prawdziwą kujonkę. Szkoda
tylko, że cały zestaw, czyli bluzka wraz z spódnicą, były na nią za małe.
- Tchórzysz?
- Wiesz, że przyjmę każde
wyzwanie dotyczące pieprzenia laski. Zgadzam się. Trzy butelki za
przegrzmocenie tej cnotki.
*
- Cześć piękna, jestem Adam –
podszedłem od tyłu do celu mojego nowego zakładu z Peterem. Odwróciła się dość
niepewnie i spojrzała na mnie spod rzęs. Była niższa ode mnie o jakieś dziesięć
centymetrów.
- Cześć, Zoey – odpowiedziała,
lekko się uśmiechając.
- Przekaż ode mnie rodzicom,
że wybrali ci bardzo ładne imię. Pasuje do ciebie – uśmiechnąłem się słodko,
bardzo słodko.
- Moi rodzice nie żyją – co?
Co?! Czy ona właśnie powiedziała, że jej rodzice umarli? Serio?
- Przykro mi – nie myślcie
sobie, że jestem bezdusznym dupkiem. W końcu ja również straciłem matkę. Wiem
jakie to uczucie stracić bliską ci osobę.
- Nic się nie stało. Nie
znałam ich. Wychowałam się w domu dziecka – pierdolnijcie mnie, proszę! Chcę do
domu!
- W domu dziecka? Naprawdę?
- Tak, moje opiekunki bardzo
mi pomogły. To one nadały mi takie imię, toteż przekażę im podziękowania –
uśmiechnęła się, tak niewinnie. Jak mogłem przyjąć ten zakład? Przecież to taka
czysta, niezbrukana przez nikogo, istota. Jak ja mogę ją… no wiecie. Przecież
skrzywdzę ją, doszczętnie ją zniszczę. Hola, hola, wyrzuty sumienia stop!
Zakład to zakład, a ja znany jestem z łamania serc. Jedna dodatkowa cierpiąca przeze mnie dziewczyna, co za
różnica.
- Dasz się może zaprosić na
kawę?
- Przepraszam, ale dziś nie
mogę. Obiecałam opiekunkom, że pomogę im przy mniejszych dzieciach. Może innym
razem – ponownie obdarzyła mnie tym niewinnym, słodkim uśmiechem. Tak szczerym,
pełnym zaufania.
- Jasne, może innym razem –
odpowiedziałem, po czym uśmiechając się pozostawiłem ją samą na środku
korytarza.
*
Chyba odpadłem. Grzmocę
zajebistą laskę, a myślami krążę wokół blondynki-kujonicy. Nie wpadła mi w oko,
skąd! Po prostu czuję się jakoś dziwnie po rozmowie z nią. Nie znała rodziców.
Nie miała na tym świecie nikogo prócz kobiet, które wychowały ją w domu
dziecka. Rodzice nie dali jej nic prócz istnienia. Nawet imię zawdzięcza kobietom
z sierocińca.
- Zoey… – szepnąłem.
- Co? – obruszyła się
dziewczyna pode mną – Co powiedziałeś?
- Sorry, pomyślałem o moim
psie.
- Psie? – zaśmiała się
perliście. Tak, o psie, którego nie mam, nigdy nie miałem i mieć nie będę. Ale
ona nie musi o tym wiedzieć, no nie? – Jesteś pierwszym facetem, który przy
stosunku myśli o psie.
- Jesteś pierwszą dziewczyną,
której się zwierzyłem. Zawsze przy stosunkach myślę o moim psie, tyle że głupio
mi było o tym mówić.
- Nie dziwię się – ponownie
się zaśmiała – Ale skoro musisz myśleć o tym psie, to ok. Lecz najpierw,
pocałuj mnie.
- Ruda, dla ciebie wszystko! –
krzyknąłem, na co dziewczyna kolejny już raz się zaśmiała. Otrzymała to, o co
poprosiła. A tak dla jasności, to właśnie ta sama ruda, na którą miałem ochotę.
Poszło z nią równie szybko jak z Mary, ale w jej przypadku dziw nie bierze,
gdyż dziewicą to ona nie była. Ważne jednak, że teraz jest w moich objęciach, a
dokładniej we władaniu mojego przyjaciela, pana Fiuta.
_____________________________
Jestem zadowolona z tego rozdziału. Przynajmniej wiecie, że Adam w szybkim tempie potrafi się zmienić. W końcu, w poprzednim rozdziale, był tak słodki i niewinny, że chciałoby się go przytulić. A teraz? Cholerny seksoholik!
Rozdział na serio fajny! :) Coś mi się wydaje, że ta Zoey trochę go zmieni podczas tego zakładu :) :* POZDRAWIAM!
OdpowiedzUsuńŚwietny!!!
OdpowiedzUsuńaaa !! zakochałam się.. w całym tym opowiadaniu.. w Adamie.. troche cham, ale świetny jest.. i zajebiste ma imie.. po prostu koocham.. jutro rozdział?? mam nadzieję.. uwieelbiam to
OdpowiedzUsuńNila