Zrozumiecie mnie kiedy powiem,
że siedzenie na lekcji historii jest najbardziej nudną rzeczą na świecie,
prawda? Wiedziałem, że zrozumiecie. Jednak jest jedno pocieszenie, to już
ostatnia lekcja. Jeszcze tylko piętnaście minut i będę wolny. Koniec wtorkowych
lekcji, hip-hip-hurra!
- Stary, idziemy na piwo? – usłyszałem
nagle szept Petera.
- Rok szkolny ledwo się
zaczął, a ty już chcesz iść na browara? Chłopie, alkoholik się z ciebie zrobił.
- Nie pierdol. Pytam poważnie
– o tak, Peter cholernie nie lubi kiedy się z nim drażnię. Aczkolwiek mnie
sprawia to przyjemność, więc co mnie obchodzi jego zdanie, nieprawdaż?
- A ja ci zadam jedno ważne
pytanie, po chuj się pytasz skoro wiesz jaka będzie odpowiedź? – uniosłem prawą
brew w pytającym geście. Peter nic nie odpowiedział, uśmiechnął się lekko, po
czym wrócił do udawania, że bardzo interesują go słowa nauczyciela. A ja?
Pierdolić to! Nie będę słuchał
o żadnych fagasach sprzed stu lat. Gówno interesują mnie oni, jak i ich „wielkie zasługi wobec kraju”.
o żadnych fagasach sprzed stu lat. Gówno interesują mnie oni, jak i ich „wielkie zasługi wobec kraju”.
*
- Jak ci idzie z panną
hej-jestem-cnotka-niewydymka-jebana, a raczej właśnie niejebana? – zapytał
kpiąco mój „kochany” kumpel, popijając złociste piwo. Dlaczego ja się z nim
kumpluję? Znacie odpowiedź na to pytanie? Bo ja, im dłużej się z nim zadaję,
tym częściej się nad tym zastanawiam. Przecież to totalny kretyn.
- Nie ma źle – odpowiedziałem,
chcąc zakończyć szybko temat. Nie miałem zamiaru mówić mu tego, czym podzieliła
się ze mną dziewczyna. Jeszcze by rozpowiedział reszcie… Wtedy nie miałaby
życia
w tej szkole, non stop by się z niej wyśmiewali. Znaczy… nie zależało mi na tym, by się z niej nie śmiali, bo w końcu co mnie to obchodzi. Po prostu nie chciałem mu tego mówić. Nie musiał wiedzieć. Ani on, ani nikt inny.
w tej szkole, non stop by się z niej wyśmiewali. Znaczy… nie zależało mi na tym, by się z niej nie śmiali, bo w końcu co mnie to obchodzi. Po prostu nie chciałem mu tego mówić. Nie musiał wiedzieć. Ani on, ani nikt inny.
- Serio? To za ile ją
zaliczysz?
- Tak szybko jak się da. Na
razie nie mam czasu, by się z nią spotkać.
- O, czyli masz już jej numer?
- Jasne, że tak – cieszę się,
że kłamanie przychodzi mi tak łatwo.
- Czyli działasz, stary,
działasz. Już nie mogę się doczekać kiedy złamiesz cnotce serduszko. Pewnie
będzie na maksa roztrzęsiona – urwał na chwilę, by zaciągnąć spory łyk piwa –
Ej! – krzyknął nagle, lecz na tyle „cicho”, by cały bar zwrócił na nas uwagę.
Przyzwyczajcie się, sarkazm to moje drugie imię, nic na to nie poradzę, już tak
mam – A może potem ja przejmę stery, co? – zapytał, z wyraźnym podekscytowaniem
widocznym na twarzy. Nie odpowiedziałem, nie do końca wiedząc co ma na myśli.
Czekałem aż zacznie gadać dalej – Wiesz, zakocha się w tobie, po czym ty ją
wykorzystasz, łamiąc przy tym jej serce, a wtedy ja okażę się ojcem
miłosiernym, który pomoże jej się pozbierać. Zyskam jej sympatię, sprawię, by
polubiła mnie bardziej, po czym zostanie moją małą dziwką na wezwanie. Genialny
plan, no nie? – gdybyście w tym momencie widzieli jego zadowolenie, które nie
tylko malowało się na jego twarzy, ale wręcz biło od niego całego,
uznalibyście, że postradał zmysły.
I ja pomyślałem dokładnie to samo.
I ja pomyślałem dokładnie to samo.
- Znów chcesz cisnąć kutasa tam,
gdzie ja wcześniej zagrzeję miejsce? –
zapytałem, śmiejąc się pod nosem.
- Nie wspominaj o Mary,
dziewczynojebco. Dobrze wiesz, że ta cipa od początku była moja, a ten durny
zakład… Ja pierdolę, dalej nie wiem co cię skłoniło do posuwania właśnie jej…
- Whisky, mój drogi kumplu,
whisky – odpowiedziałem spokojnie.
*
- Adam, cnotka-niewydymka na
jedenastej – doszedł mnie szept Petera, gdy siedzieliśmy na murku przed szkołą
w czasie długiej przerwy – Patrz kurwa jak się ubrała – dodał kpiąco. Ponownie
zbyt mała bluzka, różowa w niebieskie kwiatki, i długa, po same kostki,
granatowa spódnica, całkiem prosta, bez jakichkolwiek zdobień. Nie wyglądała na
swoje siedemnaście lat. Nie wyglądała na uczennicę szkoły średniej. Raczej, w
tym momencie, widziałem w niej czternastoletnią dziewczynkę, która zagubiła się
rodzicom. Była taka niewinna, przy czym taka słodka. Pierdolę głupoty!
- Idę z nią pogadać – rzuciłem
szybko i oddaliłem się od kumpla. Blondynka weszła już do szkoły, więc musiałem
przyśpieszyć kroku, by jej nie zgubić. Wbiegłem do budynku i zauważywszy
dziewczynę na końcu korytarza, pobiegłem w tamtą stronę – Zoey! – zawołałem, na
co automatycznie się odwróciła.
- Cześć… Adam, tak? –
uśmiechnęła się do mnie. Dlaczego ona nawet uśmiech ma tak niewinny?
- Tak, dobrze pamiętasz –
odwzajemniłem uśmiech – Wypatrywałem cię wczoraj, jednak nie potrafiłem cię
nigdzie dojrzeć. Obiecałaś mi kawę, pamiętasz?
- Cóż, musiałam wczoraj
zaopiekować się Emily. Ma białaczkę. Lekarze nie dają jej więcej niż sześć
miesięcy życia, a ona ma zaledwie pięć lat. Poczuła się wczoraj gorzej,
chciała, bym z nią została… – umilkła. Widziałem ból na jej twarzy. Ogromny
ból. Możecie mi nie wierzyć, ale chciałem ją przytulić. Naprawdę chciałem ją
przygarnąć, pogłaskać po włosach i oznajmić, że wszystko się ułoży. Moje ręce
wręcz już garnęły się do tego, by objąć dziewczynę, kiedy odezwała się ponownie
– Oczywiście, że pamiętam o obiecanej kawie – uśmiechnęła się ponownie tak
promiennie jakby to, co przed chwilą powiedziała w ogóle nie miało miejsca –
Dzisiaj?
- Jeśli tylko masz czas i
ochotę – uśmiechnąłem się szelmowsko – Zaraz po zajęciach? O której kończysz?
- Za godzinę. Będę na ciebie
czekać przy murku, dobrze?
- To jesteśmy umówieni. Do
zobaczenia.
- Do zobaczenia – uśmiechnęła
się raz jeszcze, po czym zaczęła kroczyć w górę schodów. A ja stałem i gapiłem się na nią jakbym był zahipnotyzowany. Kiedy była w połowie drogi,
odwróciła się do mnie, nieśmiało uśmiechnęła oraz lekko pomachała. W tym momencie
od razu na mojej twarzy zagościł wielki, szczery uśmiech, a moja prawa ręka
sama wykonała ten sam ruch, którym uraczyła mnie dziewczyna. I pewnie nadal bym
tam stał i gapił się w miejsce, w którym widziałem jej postać po raz ostatni,
gdyby nie przeraźliwy dzwonek oznajmiający koniec przerwy. Z tym potwornym
dźwiękiem przyszło i opamiętanie. Co ja kurwa robię?! Ochujałem do reszty przez
tą cnotkę! Moim zadaniem jest ją zaliczyć! Muszę po prostu zrobić to, co
zawsze. Uwiodę, wykorzystam, zostawię. Trzy whisky zgarnę ot tak. Życie jest
piękne! Piękne, kurwa!
*
- Już się bałem, że coś ci
wyskoczyło – powiedziałem do zbliżającej się w moim kierunku dziewczyny.
- Przepraszam, musiałam
pogadać z nauczycielem o dodatkowym zadaniu. Nie gniewasz się?
- Skąd. Na ciebie się gniewać?
Nie śmiałbym! – uśmiechnęła się lekko na moje słowa, na co i moje usta wygięły
się w dość promienny, jak na mnie, uśmiech – Idziemy?
- Obiecałam ci to –
odpowiedziała tylko, po czym zaczęła kroczyć w stronę wyjścia z terenu szkoły. Jest
taka zamknięta. Jak ja mam sprawić, by się przede mną otworzyła?! Przecież to
niemożliwe! Adam, kurwa, ogar! Ty nie dasz rady, ty?! Tyle lasek klękało przed
tobą, robiło wszystko na twoje zawołanie, a z nią sobie masz nie poradzić?!
Spokojnie, zaliczysz, zaliczysz.
- Opowiesz mi coś więcej o
sobie? – zapytałem, kiedy już wyrównałem krok z dziewczyną. Milczała chwilę,
jak gdyby w ogóle mnie nie usłyszała. Spoglądałem na nią. Na jej długie rzęsy
okalające śliczne niebieskie tęczówki. Nie były pomalowane. Ba, dziewczyna nie
miała na sobie ani grama pudru, kremu czy czegokolwiek. Była taka jak ją natura
stworzyła. To dla mnie nowość. Dotąd otaczały mnie wytapirowane panny, które
nie wyobrażały sobie życia bez tych wszystkich swoich kosmetyków. A Zoey? Była sobą, w pełni.
- Co chciałbyś wiedzieć?
- Wszystko – po tym słowie,
zatrzymała się i spojrzała na mnie spod tych swoich cudnych rzęs. Mierzyliśmy
się chwilę spojrzeniem, aż blondynka nagle zaczęła się śmiać – Co jest? Z czego
się śmiejesz?
- Wszystko? Brzmisz jakbyś
przeprowadzał jakieś tajne dochodzenie, a moje życie jest usłane samymi
cierniami. Nie ma co opowiadać – powiedziała i ruszyła dalej. Mnie wcięło.
Chwilę musiałem postać nim dotarł do mnie sens tych słów.
- Zoey! – zawołałem, ruszając
za nią. Nieważne co powie, jak mnie zadziwi, moja misja musi dojść do skutku.
______________________________
Dopiero wróciłam, ale uznałam, że jest jeszcze na tyle wczesna godzina, by dodać rozdział. Wstałam dziś o 05:50 i w tym momencie (jest dopiero 22:10) wymiękam...
Cieszę się bardzo, że jak do tej pory, te nieliczne komentarze, były pozytywne. Dziękuję!
zajebiste... koocham.. doodaj naastępny rozdziaał..
OdpowiedzUsuńNastępny proszę :D
OdpowiedzUsuń