sobota, 11 maja 2013

Rozdział 005



Siedzieliśmy w małej kawiarence nieopodal rynku, gdyż kiedy zabrałem blondynkę do najlepszej restauracji w centrum, zdecydowanie odmówiła zajęcia miejsca przy stoliku, stwierdzając, że nie pozwoli, bym płacił krocie za zwykłą kawę. Kiedy pomimo mych próśb, nadal się sprzeciwiała, uznałem, że nie dam rady jej przekonać. Zabrała  mnie więc w to miejsce. Oczywiście była to bardzo taniutka kawiarenka, jednak bardzo urocza. Urządzona w stylu lat siedemdziesiątych idealnie oddawała klimat naszego szczęścia. Bo wiecie, byłem szczęśliwy. Nie pamiętam kiedy czułem się tak ostatnio. Siedziałem przy jednym stoliku z bardzo ładną dziewczyną, której nie zależało na moich pieniądzach. Forsa w ogóle jej nie obchodziła. To było dla mnie nowe doznanie. Uczucie, że ktoś spędza z tobą czas przez wzgląd na ciebie samego, a nie ze względu na kilkanaście zer na twoim koncie. Polubiłem ją, serio.
- Wiesz, dziękuję ci bardzo za kawę, ale muszę już uciekać. Emily pewnie czeka – powiedziała nagle patrząc prosto w moje oczy.
- Może cię odprowadzę? – nie wiem co mną wtedy kierowało. Nigdy nie odprowadzałem dziewczyn po randkach, nigdy! Ale nie mogłem pozwolić jej wracać samej. Coś w głowie mówiło mi, bym podniósł swój zgrabny tyłek i poszedł z nią.
- Jasne, jeśli chcesz – odpowiedziała z uśmiechem. Ach, uwielbiam ten jej niewinny uśmiech! Jest taki… onieśmielający?! Wdech, wydech, wdech, wydech. Muszę wyluzować. Zapomnieć o jej uśmiechu, zapomnieć o… niej! Nie myśleć o niej w ten cholerny sposób! Ja… ja… ja muszę ją tylko zaliczyć. Tylko to. Jedna prosta sprawa. Zaliczyć. Tak, nie muszę jej odprowadzać! Co ja cholerna niańka jestem?! Poradzi sobie. To duża dziewczynka! Ale taka niewinna i słodka! Kurwa, zamknij się! Nie jest słodka! Jest taka jak inne… pusta! Nie jest! Jest! Nie jest! – Adam? – jej lekki głos rozniósł się po mojej głowie niczym jakiś wybuch. Walka się skończyła, ona nie jest słodka!
- Wiesz, przypomniałem sobie, że muszę jeszcze coś załatwić. Nie gniewasz się?
- Jasne, że nie – dlaczego ona nawet kiedy jej odmawiam zachowuje ten piękny uśmiech?! Powinna być zła, powiedzieć coś, by mi pokazać, że ją zraniłem. Tak jak to robią pozostałe – Do zobaczenia – powiedziała jeszcze i wyszła. Zostałem sam.
- Kurwa… – zakląłem pod nosem. Jak ja mogłem ją zostawić?! Jak ja kurwa mogłem chcieć ją odprowadzić?! Ja pierdolę, wariuję! Włączyło mi się jakieś troskliwe „ja”, niech to szlag! Muszę to „ja” zabić w zarodku, a to znaczy, że koniec z lizaniem dupy i obchodzeniem się z nią jak z porcelanową laleczką. Trochę cierpienia jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
*
- Jesteś niesamowity… – wyszeptała. Jej niebieskie tęczówki spoglądały prosto w moje oczy. Była taka piękna i bardzo dobra w te klocki. Kochanie się z nią było jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w życiu. Lecz niestety mój przyjaciel już opadł, zabawa się skończyła. Położyłem się obok dziewczyny i spoglądałem w oczy. Malowało się w nich pełne zadowolenie, dzięki czemu rozpierała mnie duma. Potrafię zadowalać, to najlepsza nagroda jaką może facet uzyskać od dziewczyny, serio. Uśmiechnęła się lekko, czym wręcz zmusiła mnie do pocałowania jej. Uśmiech u tej dziewczyny to doprawdy zachęta do całowania.
- Chciałbym cię mieć na co dzień – powiedziałem i raz jeszcze pocałowałem dziewczynę.
- Wystarczy zadzwonić, wiesz o tym – przyciągnęła mnie do siebie, by ponownie połączyć nasze spragnione usta. Nie mogłem się powstrzymać. Mój kumpel zdążył już odpocząć, przez co mogłem zadowolić ją jeszcze jeden raz. Tym razem było jednak szybciej, mocniej, krócej – Adam, było cudownie. Ty jesteś cudowny, ale mój chłopak czeka na mnie – nie zdziwiło mnie to. Niejedna dziewczyna, z którą się kochałem, miała chłopaka. Co mnie to obchodzi? Biorę od nich to, co chcę. Nie zależy mi na żadnej z nich, więc i nie zależy mi na tym, by była samotna. Jak już kiedyś mówiłem, liczą się doznania łóżkowe, reszta mnie nie obchodzi.
- Będę tęsknił, moja ruda królewno – szepnąłem jej do ucha, po czym złożyłem delikatnego całusa na jej obojczyku. Zaśmiała się perliście, ubrała się, ucałowała mnie soczyście, po czym wyszła. Zostałem sam. Sam z moimi myślami krążącymi wokół blondynki, która teraz pewnie siedziała z Emily w domu dziecka. Zabawne. Jak długo zejdzie mi zaciągnięcie tej dziewczyny do łóżka? Czy w ogóle chcę ją zaciągnąć do łóżka? Im bliżej ją poznaję, tym bardziej zaczynam wątpić w słuszność tego durnego zakładu, jednak… kurwa, znowu zaczynam majaczyć. Zastanawiam się nad głupotami. Potrafię zaliczać zajęte panienki, a mam jakieś obiekcje przeciwko zaliczeniu największej cnotki jaką znam? Czemu?! Bo dorastała w domu dziecka?! To chore! Jest dziewczyną! Ma dziurę! Nawet kilka! Trzeba tam po prostu wepchnąć mojego chłopaka i tyle! Po robocie! Trzy butelki whisky moje! Zakład wygrany! Pokażę Peterowi, że jestem mistrzem! Jednak ją unieszczęśliwię… Zniszczę jej życie. Chcę tego? Chcą ją skrzywdzić? Nie chcę. Kurwa! Nie chcę jej skrzywdzić, naprawdę. Chcę, by choć raz w życiu poczuła, że komuś na niej zależy, tak prawdziwie. Tylko czy ja potrafię to zrobić? Ja pierdolę! Nie jestem zdolny do uczuć! Wszystkich ranię, nawet siebie. Ledwo potrafię się przyznać, że ta dziewczyna… że Zoey… jest osobą, której mógłbym uchylić nieba. I wiem, że to głupie, gdyż znam ją tak krótko. Tak, możecie mi powiedzieć, że jestem pojebany. Wiem to. I wiem też, że mimo iż byłbym w stanie zrobić dla niej wiele, to jednak nie mogę dla niej nic zrobić, gdyż nie mogę pokazać kumplowi, że jestem słaby. Nie mogę! Dlatego muszę wygrać ten zakład! – Muszę, kurwa, przestać o niej myśleć!
*
Gdy tak leżałem w łóżku, usłyszałem ciche pukanie do drzwi, jednak nim zdążyłem się odezwać, drzwi się uchyliły, a moim oczom ukazała się sylwetka mojego ojca.
- Czego? – rzuciłem oschle. Jak zwykle, nie miałem ochoty z nim gadać. Po co znów do mnie przylazł? Czego miałem wysłuchiwać tym razem?
- Ładną masz dziewczynę – stwierdził, po czym zamknął drzwi i usiadł na krześle naprzeciw mojego łóżka.
- To nie była moja dziewczyna.
- Ale przecież wy…
- Tak, zerżnąłem ją, ale to nie moja dziewczyna.
- Adam, ale przecież to… to jest… niestosowne.
- Niestosowne? Tatku, przecież to twoja szkoła.
- Adam! – krzyknął. Cóż, nie spodziewałem się po nim takiej reakcji.
- Chyba nie powiesz mi, że nie posuwasz każdej panny jaka ci się nawinie pod rękę, co nie? Robiłeś tak zawsze, jeszcze przed poznaniem mamy. A kiedy już jakimś cudem zyskałeś jej miłość, nie zmieniłeś swoich przyzwyczajeń. Panienki się garnęły, ty je grzmociłeś, a mama stała z boku i pozwoliła sobą pomiatać. I teraz, po tylu latach, po jej śmierci, chcesz mi udzielić jakiś moralnych lekcji co jest, a co nie jest stosowne?
- Synu…
- Nie nazywaj mnie tak! – wrzasnąłem, zrywając się z łóżka. Zasłoniłem się zerwanym z mojego czworożnego przyjaciela prześcieradłem i stałem tak, nieopodal łóżka, cisnąć w stronę ojca pioruny. Szkoda, że nie mogłem wyczarować prawdziwych. Już dawno jeden z nich przeszyłby jego serce.
- Jednak jesteś moim synem i tak cię właśnie będę nazywał! – również podniósł głos, jednocześnie podnosząc się z krzesła – Nie kochałem się z każdą poznaną kobietą! Mam trochę godności i szacunku dla własnego ciała, podobnie jak miałem szacunek do twojej matki. Owszem, nie kochałem jej tak jak na to zasługiwała, ale to ona nie chciała odejść, pomimo mych próśb. Wiele razy mówiłem jej, że jej życie u mojego boku nie będzie usłane różami, gdyż nie mam zamiaru kończyć z moimi małymi przyjemnościami. Ona to zaakceptowała, nie chciała odejść. To był jej wybór!
- Jak ty kurwa śmiesz?! Doprowadziłeś ją na skraj rozpaczy! Zraniłeś nie tylko jej serce, ale i rozum. Zabiłeś ją psychicznie. Zabiłeś ją fizycznie! Obaj dobrze wiemy, że gdyby nie ty, moja mama byłaby dziś tutaj ze mną! To ty ją zabiłeś! – krzyczałem. Nie mogłem się opanować. To było silniejsze ode mnie. W końcu musiałem dać upust emocjom. Ojciec wciąż stał przy krześle i mierzył mnie spojrzeniem, nic nie odpowiedział – Milczenie jest złotem. Milczeniem pokazujesz, że jesteś winny!
- Nie zabiłem jej… – szepnął – Nie zabiłem – powtórzył już nieco głośniej – Ja po prostu…
- Powiedź mi coś… czemu się przede mną tłumaczysz? Czemu starasz się scalić coś, co nigdy nie zostanie scalone? Dlaczego żmudnie drążysz temat? Dobrze wiesz, że nigdy ci nie wybaczę. Ja i ty… my nigdy się nie dogadamy… ojcze – spojrzałem mu w oczy. Nie wiem co w nich dostrzegłem, ale coś na pewno. Nie odpowiedział. Uśmiechnął się słabo, tak od niechcenia. Wyszedł, zamykając za sobą delikatnie drzwi – Mamo – szepnąłem, po czym dając upust emocjom poryczałem się jak małe dziecko, któremu odebrano zabawkę. Padłem na kolana i zatopiłem twarz w dłoniach, rzewnie płacząc. I tak oto, na środku pokoju, samotnie, skamlałem jak niewinne zwierzę… skamlałem o miłość.
______________________________

Chciałam dodać rozdział jutro, ale te dwa komentarze sprawiły, że nie mogłam dłużej wytrzymać. Pozdrawiam! :)
PS: Jeśli czytasz, skomentuj proszę. Każdy komentarz motywuje mnie do pracy.

6 komentarzy:

  1. Boże, boże, boże, boże. Oddychaj!!! To piękne! Piekne, rozumiesz?!?!? Zaczęłam czytać od początku rano i do tej pory cały czas myślałam co będzie dalej, wchodze a tu prosze, spełnienie marzeń. nowy rozdział. Czytając rozmyślania Adama myślałam że się poryczę!!!! Masz ogromny talent, na pewno nie pierwsza to mówie, bo to prawda!!! Czekam na nexta!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądziłam, że jego refleksje tak na kogokolwiek wpłyną. Nawet nie wiesz jak wielki uśmiech gościł na mojej twarzy, gdy to czytałam. Dziękuję! :)
      No tak, kolejny rozdział - jak po lewej - pojawi się w czwartek bądź piątek.

      Usuń
  2. dopiero w czwartek?? nie wytrzymam.. no nie.. doodaj.. prooszę jak najszybciej.. uwielbiam ciebie i Adama i całe to opowiadanie.. koocham cię ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne, piękne, piękne !!!
    Przeczytałam wszystko w jakąś godzinę. I jest Pzeeecudowne. Kocham cię. I prooszęę dodaj jak najszybciej ten rozadział. :> Ploooseee !! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam za spam, ale bardzo mi zależy na tym, abyś zajrzała na mój blog pfilialove.blogspot.com.

    Z góry dzięki. Jesteś kochana :*

    OdpowiedzUsuń