sobota, 18 maja 2013

Rozdział 007



Wróciłem do domu i szczerze powiedziawszy, nie miałem ochoty na nic. Po głowie wciąż krążyły mi słowa Zoey: „nie zostawiaj mnie”. Nic jej nie odpowiedziałem, nie byłem w stanie. Bo niby co miałem jej powiedzieć? Nie zostawię cię? To takie proste i banalne, a przede wszystkim nierealne. Założyłem się, tkwię w gównie. Nie mogę anulować zakładu, bo to oznacza porażkę, a ja nigdy nie przegrywam. Jednak zakład wiąże się z opuszczeniem jej. Mam ją tylko wykorzystać i zostawić. Nie chcę tego!
- Cholera! – krzyknąłem, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Rzuciłem szybko okiem na zegarek: dwudziesta pierwsza zero siedem. Kogo niesie? – Ty? – nie usłyszałem odpowiedzi, poczułem tylko usta przylegające do moich, łapczywy język próbujący wślizgnąć się do mego gardła i równie łapczywe ręce wędrujące po moich włosach, plecach, a nawet, cholera(!), tyłku – Wyluzuj! – krzyknąłem, odpychając dziewczynę – Nie mam ochoty.
- Umówiliśmy się – powiedziała dziewczyna, po czym chwyciła mnie za koszulkę i jednym ruchem przyciągnęła do siebie, ponownie wpijając swe usta w moje.
- Jebie mnie to! – odepchnąłem ją mocniej i spojrzałem na nią wkurzony – Nie mam ochoty na żadne pieprzenie, zrozumiałaś? Zapamiętaj sobie, że jeśli raz mówię, że masz wyluzować, to masz wyluzować. Gdybym chciał cię przelecieć, to już na początku leżałabyś z rozwartymi nogami pode mną albo tutaj, na podłodze, albo na moim łóżku. Rozumiesz? Zapamiętaj! A teraz wynoś się stąd!
- Możesz sobie pomarzyć o następnym razie, gnojku – rzuciła oschle, odwróciła się na pięcie i odeszła. Wreszcie spokój. Zamknąłem drzwi i zakląłem pod nosem. Czy ja właśnie wyrzuciłem z domu Alice? Moją kochaną rudą Alice? Przyszła do mnie, rzuciła się na mnie, a ja ją odepchnąłem? Serio? Pierdoli mi się we łbie. A wszystko przez Zo! Nie! Stop! To nie żadna Zo! To jebana cnotka, którą mam zaliczyć. Tyle. Żadnego Zo. Żadnego Zoey. Zaliczę ją. Niebawem.
*
Kolejny dzień nie rozpoczął się za dobrze. Chciałem dać sobie spokój z Alice, z Zoey, a nawet z Peterem. Jednak kiedy tylko przekroczyłem próg szkoły poczułem silne uderzenie w prawy policzek. Syknąłem przeciągle, łapiąc się za bolące miejsce.
- Co jest kurwa? – starałem się złagodzić ból masując pulsujące z bólu miejsce. Spojrzałem w prawo, by dowiedzieć się któż tak miło mnie wita o poranku – Witaj Alice – uśmiechnąłem się łobuzersko, po czym ustałem masowania.
- Cześć Adamie, jak minął wieczór?
- Wiesz, bawiłem się świetnie. Równie dobrze jak dziś rano. No, nie licząc twojego powitania. Ono nie było świetne. Za co, maleńka?
- Za co? Kpisz? Umawiasz się, a potem wywalasz mnie zza drzwi? I masz jeszcze czelność pytać za co? – zaśmiałem się, nie mogłem się powstrzymać. Jednak szybko się opanowałem, widząc złowrogie spojrzenie dziewczyny. Serio, powinna grać w filmach, w jakiś horrorach. Nie musieliby jej nawet charakteryzować. Już wygląda strasznie, haha – Adam, to nie jest śmieszne – dodała jeszcze, kiedy już się uspokoiłem, ale jednak nie mogłem przestać się uśmiechać.
- Gniewasz się za to, że cię nie przedupczyłem, serio? Jeśli chcesz, dziś mogę to zrobić z dwa-trzy razy. Powiedź tylko słowo. Nie musisz mnie od razu trzaskać po twarzy. Ja też mam uczucia, wiesz? Wczoraj miałem ciężki dzień. Naprawdę zapomniałem przez to wszystko o naszym spotkaniu. Dlatego nie będę cię przepraszał. Nie tylko ty zostałaś zraniona. Mnie wciąż pali to miejsce – wskazałem palcem na już niebolący policzek.
- Przepraszam – tak! Cel osiągnięty! Widzicie, ja zawiniłem, to ja powinien przepraszać, co nie? A wystarczy lekko zmanipulować dziewczynę, by to ona uznała, że jest winna i powinna przeprosić. Kocham to! – Widzimy się dzisiaj? – i jeszcze chce się bzykać! Adam, jesteś geniuszem!
*
- Cześć maleńka – powiedziałem przytulając kruszynkę leżącą na łóżku – Wyglądasz dziś o niebo lepiej – dodałem. Nie kłamałem. Faktycznie, jej słodka buzia lekko się zaróżowiła, oczy nabrały blasku, wręcz cała promieniała.
- Z twojego powodu. Cieszylam sie bardzo, ze dziś pzijdzies.
- Też się cieszyłem z tego powodu, naprawdę – uśmiechnąłem się do dziewczynki. Zoey siedziała, podobnie jak wczoraj, na łóżku. Ja natomiast zajmowałem krzesło przy łóżku. Bardzo cieszyłem się z obecności obu pań. W końcu, przy Emily, czułem, że nie muszę nikogo udawać. Nie musiałem się starać, by mnie polubiła. Nie obchodziły jej moje pieniądze. To dziecko. A dzieci nie zważają na takie rzeczy. Byłem więc sobą.
- Zo, kiedy wyjde do domku? – skierowała nagle swe pytanie do mej towarzyszki, a ja ponownie zauważyłem ból w oczach blondynki. Nie wiedziała co ma jej odpowiedzieć.
- Niebawem, kochanie – powiedziałem szybko. Zoey spojrzała na mnie smutnymi oczami, zaś Emily krzyknęła radośnie. Była taka szczęśliwa. Jak mógłbym powiedzieć jej prawdę? Że być może już nie wyjdzie? Jak?
*
- Doktorze, wiem, że to białaczka, wiem! Ale ona ma zaledwie pięć lat! Jak to możliwe?! – krzyczałem na lekarza, kiedy już pożegnaliśmy się z małą. Musiałem się dowiedzieć wszystkiego o jej chorobie.
- To nie tylko białaczka. Emily cierpi na ostrą białaczkę szpikową, co w jej wieku jest bardzo rzadkim przypadkiem. Wciąż nie potrafimy dojść do jakichkolwiek przyczyn jej choroby. Prawdopodobnie geny.
- Geny? Czyli jest mała szansa na uleczenie?
- Nie chcę pana okłamywać. Jeśli to faktycznie geny, szansa jest minimalna. Jednakże wiek Emily również nie działa tutaj korzystnie. Chodzi o szpik kostny. Jej ciało wciąż dynamicznie się rozwija. Potrzebny byłby szpik do przeszczepu, a tego nie możemy jej zapewnić. Nawet gdyby szpik się znalazł, a operacja by się udała, to jednak po pewnym czasie pojawiłyby się komplikacje. Przykro mi, ale nie można uratować życia tej dziewczynce. Za późno na to.
-  Za późno?! Chce mi pan powiedzieć, że za późno jest na zrobienie czegokolwiek, by pięcioletnie dziecko miało przed sobą przyszłość?! Musi być jakiś sposób! Mówi pan o przeszczepie, a nie daje wiary w jej uratowanie!
- Przykro mi… – powtórzył lekarz.
- Adam… – poczułem dłoń Zoey na swoim ramieniu i nie mogłem dłużej wytrzymać. Odwróciłem się do niej. Widziałem, po raz kolejny, ten cholerny ból na jej twarzy. Dlaczego muszą cierpieć dwie tak niewinne istoty? Cóż takiego uczyniły, że tak srogo są karane? Niewiele mówiąc, przytuliłem ją. Mocno, by czuła się bezpiecznie. Usłyszałem jej łkanie. Jeszcze mocniej wtuliłem głowę w jej włosy. Jeszcze chwila, a sam bym płakał. Nie, nie wstydziłem się łez. Nie przy niej. Miałem po prostu wrażenie, że jeśli bym się rozkleił, cała otoczka mojego „bohaterstwa” pękłaby jak bańka mydlana. Nie chciałem tego. Zoey musiała czuć, że ma kogoś, na kim może polegać. I to właśnie ja, w tamtej chwili, chciałem być tą osobą.
*
- Adam nie rozumiem cię. Umawiasz się ze mną, obiecujesz, a teraz mówisz mi, że nie masz ochoty? Znowu? Co się z tobą dzieje? – gdybym ja sam to wiedział. Odkąd poznałem Emily, moje życie odwróciło się do góry nogami. Ciągle myślę tylko o niej. I o Zoey oczywiście. Nie mogę ich wyrzucić z głowy nawet na minutę – Adam, chodź się rozerwać. Jeśli nie masz ochoty na seks, to może chociaż chodźmy na imprezę do Rogera. Nie daj się prosić – spojrzałem na nią. Była taka piękna. Co się ze mną działo?! Jak mogłem nie mieć na nią ochoty?! Normalnie już dawno leżałbym z nią w łóżku. Może impreza pozwoli mi na moment zapomnieć… Powinien pójść? Pierdolić, idę.
*
- Przyniosę ci jeszcze jedno, chcesz? – usłyszałem obok siebie. Siedzieliśmy z Alice już od dobrej godziny na imprezie. Wypiłem już chyba z pięć piw, ale miałem ochotę na kolejne. Kiwnąłem więc lekko głową. Kiedy wróciła z kolejnym złoto-brązowym płynem, uśmiechnąłem się lekko w jej kierunku i zabrałem kubek z jej rąk.
- Dzięki mała – powiedziałem, po czym przyłożyłem kubek do ust. Za jednym razem, połknąłem połowę trunku – Wiesz, chyba pójdę się położyć. Jakoś tak w głowie mi dudni – nieważne, że za przecinki robiła mi pijacka czkawka, a słowa całkowicie mi się plątały. Ważne, że Alice zrozumiała. Wręcz wyraziła chęć zaprowadzenia mnie w ustronne miejsce. Nie miałem nic przeciwko. Weszliśmy na piętro i skierowaliśmy się do ostatniego pokoju po lewej. Chyba sypialnia Rogera, bo urządzona tak… po męsku. Nie zdołam jednak przytoczyć wiele z wyglądu tego męskiego pomieszczenia, bo niewiele pamiętam. Wiem tyle, że od razu skierowałem się w stronę łóżka i padłem na nie jak kłoda. Potem kojarzę dziwne łaskotanie w okolicach rozporka spodni, by następnie poczuć dziwny prąd. Czyjeś usta na moich i szept oznajmiający, że ktoś mnie pragnie. Później była już tylko ciemność.
*
Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Dobrze, że sobota. Tylko… kurwa(!) , co ja robię w jakimś obcym pokoju?! Zerwałem się do pozycji siedzącej, co nie było najlepszym pomysłem, bo tym ruchem spotęgowałem ból w czaszce, przez co padłem z powrotem na poduszki. Przymknąłem powieki, policzyłem do pięciu, po czym raz jeszcze, ostrożniej, podniosłem się.
- Kurwa, Alice! – krzyknąłem, widząc obok siebie rudą – Coś ty mi zrobiła, wariatko?!
- Nic, kochanie – szepnęła z uśmiechem, po czym nachyliła się ku mej osobie i złożyła na mych ustach delikatny pocałunek, jednak sprawiła mi ból, przygryzając mą dolną wargę. Syknąłem.
- Jak to nic? Co się stało? Jak to się stało?
- Trochę się upiłeś, więc skorzystałam z okazji i trochę cię… poujeżdżałam – ostatnie słowo wypowiedziała takim tonem, że miałem ochotę się na nią rzucić i poujeżdżać jeszcze trochę.
- Ee, to znaczy, że ty mnie… ty mnie… ty… – wybuchnąłem śmiechem. Nie mogłem się powstrzymać. To było tak śmieszne, że aż tragiczne. Ona mnie?! Ona?!
- Co do cholery?! – krzyknęła nagle, już nieźle wkurzona. Uspokoiłem się trochę, lecz uśmiech nadal nie schodził z mej twarzy.
- Chcesz powiedzieć, że ty mnie zgwałciłaś? – kiedy zadałem jej to pytanie, wydało mi się tak komiczne, że ponownie wybuchnąłem śmiechem.
- Gwałt? Ocipiałeś?! O co ty mnie oskarżasz?! – ach, jak ona pięknie wygląda, gdy się złości.
- Maleńka, nie mogłem ocipieć, bo cipy nigdy nie miałem. A oskarżam cię  o gwałt, bo wykorzystałaś mnie seksualnie bez mojej zgody. To się właśnie nazywa gwałtem, wiesz – mówiłem to patrząc jej prosto w oczy z odległości około pięciu centymetrów. Muszę przyznać, podnieciło mnie to – Mógłbym cię zaskarżyć – dodałem. Widząc przerażenie na jej twarzy, zaśmiałem się szyderczo. Następnie dotknąłem jej policzka. Był tak gładki, tak idealny. Przejechałem palcami po jej ustach. Jak można tak wyglądać? Nie mogłem już dłużej, wpiłem się w te usta. Dobrze, że byliśmy nadzy. 
______________________________

Anonimy, dziękuję za komentarze! :*
Murawska Weroniko, Tobie również dziękuję. :*
Jesteście wspaniałe, nie mogę uwierzyć, że się Wam tak podoba... że nawet o 6 nad ranem rozdział potrafi napełnić Wasze oczy łzami. :)

9 komentarzy:

  1. Świetne opowiadanie, naprawdę. Ciekawe co będzie z Emily, mam nadzieje, że nie umrze, szkoda mi jej :c

    http://love-can-surprise.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam cię.. koocham po prostu.. jesteś meega.. jedna z najlepszych.. uwieelbiam po prostu Emily.. ta pięciolatka jest po prostu cudowna.. trzymam kciuki, aby cude4mprzyżyła.. koocham ciebie ją i innych bohaterów.. koooocham

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję dziewczyny. Naprawdę jestem wdzięczna za tak miłe komentarze. :*
    Co do Emily - nie zdradzę szczegółów. Na pewno w najbliższym czasie nie umrze. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O 6 nad ranem, czy o 21 wieczorem co za różnica, nie wiem czemu, ale twoje opowiadanie jest pełne emocji, które rozstrajają moje uczucia. W dzisiejszym jednak rozdziale bardziej było do śmiechu niż do płaczu... Gwałt... hehh... osobiście trzymam kciuki żeby Adam w końcu skończył z tym cholerstwem(?), z Rudą...
    Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z Emily no i oczywiście Zo!
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że było do śmiechu, tak to miało wyjść. Nie chcę, byś za każdym razem płakała czytając to. Choć jeszcze nie raz będziesz miała pewnie okazję. ;)
      Dziękuję za wparcie! :*

      Usuń
    2. Ale płakać też było spoko, obojętnie co, zawsze to opowiadanie jest świetne, każdy rozdział napełnia pozytywną energią ;D

      Usuń
  5. Jesteś genialna, Adam ukazuje swoją delikatną, wrażliwą stronę. Super!
    Mam pytanie.. Co zrobić, aby Cię zasubskrybować? Bo nigdzie nie mogę znaleźć .. ;c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :*
      Co zrobić? Cóż, ja zwykle u siebie w "pulpicie nawigacyjnym Bloggera" dodaję dany blog do "listy czytelniczej". ;)

      Usuń
  6. GENIALNE! Takie właśnie słowo ciśnie mi się na usta, kiedy czytam twoje opowiadanie. Uwielbiam Adama kiedy jest przy Zo. Zmienia się wtedy w uczuciowego, kochanego chłopaka. Kręci mnie jego druga strona. To nie samowite, że wykreowałaś tak genialną postać.

    [come-down-with-love.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń