Wróciłem do domu i szczerze
powiedziawszy, nie miałem ochoty na nic. Po głowie wciąż krążyły mi słowa Zoey:
„nie zostawiaj mnie”. Nic jej nie odpowiedziałem, nie byłem w stanie. Bo niby
co miałem jej powiedzieć? Nie zostawię cię? To takie proste i banalne, a przede
wszystkim nierealne. Założyłem się, tkwię w gównie. Nie mogę anulować zakładu,
bo to oznacza porażkę, a ja nigdy nie przegrywam. Jednak zakład wiąże się z
opuszczeniem jej. Mam ją tylko wykorzystać i zostawić. Nie chcę tego!
- Cholera! – krzyknąłem, kiedy
usłyszałem dzwonek do drzwi. Rzuciłem szybko okiem na zegarek: dwudziesta
pierwsza zero siedem. Kogo niesie? – Ty? – nie usłyszałem odpowiedzi, poczułem
tylko usta przylegające do moich, łapczywy język próbujący wślizgnąć się do
mego gardła i równie łapczywe ręce wędrujące po moich włosach, plecach, a nawet,
cholera(!), tyłku – Wyluzuj! – krzyknąłem, odpychając dziewczynę – Nie mam
ochoty.
- Umówiliśmy się – powiedziała
dziewczyna, po czym chwyciła mnie za koszulkę i jednym ruchem przyciągnęła do
siebie, ponownie wpijając swe usta w moje.
- Jebie mnie to! – odepchnąłem
ją mocniej i spojrzałem na nią wkurzony – Nie mam ochoty na żadne pieprzenie,
zrozumiałaś? Zapamiętaj sobie, że jeśli raz mówię, że masz wyluzować, to masz
wyluzować. Gdybym chciał cię przelecieć, to już na początku leżałabyś z
rozwartymi nogami pode mną albo tutaj, na podłodze, albo na moim łóżku.
Rozumiesz? Zapamiętaj! A teraz wynoś się stąd!
- Możesz sobie pomarzyć o
następnym razie, gnojku – rzuciła oschle, odwróciła się na pięcie i odeszła.
Wreszcie spokój. Zamknąłem drzwi i zakląłem pod nosem. Czy ja właśnie
wyrzuciłem z domu Alice? Moją kochaną rudą Alice? Przyszła do mnie, rzuciła się
na mnie, a ja ją odepchnąłem? Serio? Pierdoli mi się we łbie. A wszystko przez
Zo! Nie! Stop! To nie żadna Zo! To jebana cnotka, którą mam zaliczyć. Tyle.
Żadnego Zo. Żadnego Zoey. Zaliczę ją. Niebawem.
*
Kolejny dzień nie rozpoczął
się za dobrze. Chciałem dać sobie spokój z Alice, z Zoey, a nawet z Peterem. Jednak kiedy tylko przekroczyłem próg szkoły poczułem silne
uderzenie w prawy policzek. Syknąłem przeciągle, łapiąc się za bolące miejsce.
- Co jest kurwa? – starałem
się złagodzić ból masując pulsujące z bólu miejsce. Spojrzałem w prawo, by
dowiedzieć się któż tak miło mnie wita o poranku – Witaj Alice – uśmiechnąłem
się łobuzersko, po czym ustałem masowania.
- Cześć Adamie, jak minął
wieczór?
- Wiesz, bawiłem się świetnie.
Równie dobrze jak dziś rano. No, nie licząc twojego powitania. Ono nie było
świetne. Za co, maleńka?
- Za co? Kpisz? Umawiasz się,
a potem wywalasz mnie zza drzwi? I masz jeszcze czelność pytać za co? –
zaśmiałem się, nie mogłem się powstrzymać. Jednak szybko się opanowałem, widząc
złowrogie spojrzenie dziewczyny. Serio, powinna grać w filmach, w jakiś
horrorach. Nie musieliby jej nawet charakteryzować. Już wygląda strasznie, haha
– Adam, to nie jest śmieszne – dodała jeszcze, kiedy już się uspokoiłem, ale
jednak nie mogłem przestać się uśmiechać.
- Gniewasz się za to, że cię
nie przedupczyłem, serio? Jeśli chcesz, dziś mogę to zrobić z dwa-trzy razy.
Powiedź tylko słowo. Nie musisz mnie od razu trzaskać po twarzy. Ja też mam
uczucia, wiesz? Wczoraj miałem ciężki dzień. Naprawdę zapomniałem przez to
wszystko o naszym spotkaniu. Dlatego nie będę cię przepraszał. Nie tylko ty
zostałaś zraniona. Mnie wciąż pali to miejsce – wskazałem palcem na już
niebolący policzek.
- Przepraszam – tak! Cel
osiągnięty! Widzicie, ja zawiniłem, to ja powinien przepraszać, co nie? A wystarczy lekko zmanipulować dziewczynę, by to ona uznała, że jest winna i
powinna przeprosić. Kocham to! – Widzimy się dzisiaj? – i jeszcze chce się
bzykać! Adam, jesteś geniuszem!
*
- Cześć maleńka – powiedziałem
przytulając kruszynkę leżącą na łóżku – Wyglądasz dziś o niebo lepiej –
dodałem. Nie kłamałem. Faktycznie, jej słodka buzia lekko się zaróżowiła, oczy
nabrały blasku, wręcz cała promieniała.
- Z twojego powodu. Cieszylam
sie bardzo, ze dziś pzijdzies.
- Też się cieszyłem z tego
powodu, naprawdę – uśmiechnąłem się do dziewczynki. Zoey siedziała, podobnie
jak wczoraj, na łóżku. Ja natomiast zajmowałem krzesło przy łóżku. Bardzo
cieszyłem się z obecności obu pań. W końcu, przy Emily, czułem, że nie muszę nikogo udawać.
Nie musiałem się starać, by mnie polubiła. Nie obchodziły jej moje pieniądze.
To dziecko. A dzieci nie zważają na takie rzeczy. Byłem więc sobą.
- Zo, kiedy wyjde do domku? –
skierowała nagle swe pytanie do mej towarzyszki, a ja ponownie zauważyłem ból w
oczach blondynki. Nie wiedziała co ma jej odpowiedzieć.
- Niebawem, kochanie –
powiedziałem szybko. Zoey spojrzała na mnie smutnymi oczami, zaś Emily
krzyknęła radośnie. Była taka szczęśliwa. Jak mógłbym powiedzieć jej prawdę? Że
być może już nie wyjdzie? Jak?
*
- Doktorze, wiem, że to
białaczka, wiem! Ale ona ma zaledwie pięć lat! Jak to możliwe?! – krzyczałem na
lekarza, kiedy już pożegnaliśmy się z małą. Musiałem się dowiedzieć wszystkiego
o jej chorobie.
- To nie tylko białaczka.
Emily cierpi na ostrą białaczkę szpikową, co w jej wieku jest bardzo rzadkim
przypadkiem. Wciąż nie potrafimy dojść do jakichkolwiek przyczyn jej choroby.
Prawdopodobnie geny.
- Geny? Czyli jest mała szansa
na uleczenie?
- Nie chcę pana okłamywać.
Jeśli to faktycznie geny, szansa jest minimalna. Jednakże wiek Emily również
nie działa tutaj korzystnie. Chodzi o szpik kostny. Jej ciało wciąż dynamicznie
się rozwija. Potrzebny byłby szpik do przeszczepu, a tego nie możemy jej
zapewnić. Nawet gdyby szpik się znalazł, a operacja by się udała, to jednak po
pewnym czasie pojawiłyby się komplikacje. Przykro mi, ale nie można uratować życia
tej dziewczynce. Za późno na to.
- Za późno?! Chce mi pan powiedzieć, że za
późno jest na zrobienie czegokolwiek, by pięcioletnie dziecko miało przed sobą
przyszłość?! Musi być jakiś sposób! Mówi pan o przeszczepie, a nie daje wiary w
jej uratowanie!
- Przykro mi… – powtórzył
lekarz.
- Adam… – poczułem dłoń Zoey
na swoim ramieniu i nie mogłem dłużej wytrzymać. Odwróciłem się do niej.
Widziałem, po raz kolejny, ten cholerny ból na jej twarzy. Dlaczego muszą
cierpieć dwie tak niewinne istoty? Cóż takiego uczyniły, że tak srogo są
karane? Niewiele mówiąc, przytuliłem ją. Mocno, by czuła się bezpiecznie.
Usłyszałem jej łkanie. Jeszcze mocniej wtuliłem głowę w jej włosy. Jeszcze
chwila, a sam bym płakał. Nie, nie wstydziłem się łez. Nie przy niej. Miałem po
prostu wrażenie, że jeśli bym się rozkleił, cała otoczka mojego „bohaterstwa”
pękłaby jak bańka mydlana. Nie chciałem tego. Zoey musiała czuć, że ma kogoś,
na kim może polegać. I to właśnie ja, w tamtej chwili, chciałem być tą osobą.
*
- Adam nie rozumiem cię.
Umawiasz się ze mną, obiecujesz, a teraz mówisz mi, że nie masz ochoty? Znowu?
Co się z tobą dzieje? – gdybym ja sam to wiedział. Odkąd poznałem Emily, moje
życie odwróciło się do góry nogami. Ciągle myślę tylko o niej. I o Zoey oczywiście.
Nie mogę ich wyrzucić z głowy nawet na minutę – Adam, chodź się rozerwać. Jeśli nie masz ochoty na
seks, to może chociaż chodźmy na imprezę do Rogera. Nie daj się prosić –
spojrzałem na nią. Była taka piękna. Co się ze mną działo?! Jak mogłem nie mieć
na nią ochoty?! Normalnie już dawno leżałbym z nią w łóżku. Może impreza
pozwoli mi na moment zapomnieć… Powinien pójść? Pierdolić, idę.
*
- Przyniosę ci jeszcze jedno,
chcesz? – usłyszałem obok siebie. Siedzieliśmy z Alice już od dobrej godziny na
imprezie. Wypiłem już chyba z pięć piw, ale miałem ochotę na kolejne. Kiwnąłem
więc lekko głową. Kiedy wróciła z kolejnym złoto-brązowym płynem, uśmiechnąłem
się lekko w jej kierunku i zabrałem kubek z jej rąk.
- Dzięki mała – powiedziałem,
po czym przyłożyłem kubek do ust. Za jednym razem, połknąłem połowę trunku –
Wiesz, chyba pójdę się położyć. Jakoś tak w głowie mi dudni – nieważne, że za
przecinki robiła mi pijacka czkawka, a słowa całkowicie mi się plątały. Ważne,
że Alice zrozumiała. Wręcz wyraziła chęć zaprowadzenia mnie w ustronne miejsce.
Nie miałem nic przeciwko. Weszliśmy na piętro i skierowaliśmy się do ostatniego
pokoju po lewej. Chyba sypialnia Rogera, bo urządzona tak… po męsku. Nie zdołam
jednak przytoczyć wiele z wyglądu tego męskiego pomieszczenia, bo niewiele
pamiętam. Wiem tyle, że od razu skierowałem się w stronę łóżka i padłem na nie
jak kłoda. Potem kojarzę dziwne łaskotanie w okolicach rozporka spodni, by
następnie poczuć dziwny prąd. Czyjeś usta na moich i szept oznajmiający, że ktoś
mnie pragnie. Później była już tylko ciemność.
*
Obudziłem się z potwornym
bólem głowy. Dobrze, że sobota. Tylko… kurwa(!) , co ja robię w jakimś obcym
pokoju?! Zerwałem się do pozycji siedzącej, co nie było najlepszym pomysłem, bo
tym ruchem spotęgowałem ból w czaszce, przez co padłem z powrotem na poduszki.
Przymknąłem powieki, policzyłem do pięciu, po czym raz jeszcze, ostrożniej,
podniosłem się.
- Kurwa, Alice! – krzyknąłem,
widząc obok siebie rudą – Coś ty mi zrobiła, wariatko?!
- Nic, kochanie – szepnęła z
uśmiechem, po czym nachyliła się ku mej osobie i złożyła na mych ustach
delikatny pocałunek, jednak sprawiła mi ból, przygryzając mą dolną wargę.
Syknąłem.
- Jak to nic? Co się stało?
Jak to się stało?
- Trochę się upiłeś, więc
skorzystałam z okazji i trochę cię… poujeżdżałam – ostatnie słowo wypowiedziała
takim tonem, że miałem ochotę się na nią rzucić i poujeżdżać jeszcze trochę.
- Ee, to znaczy, że ty mnie…
ty mnie… ty… – wybuchnąłem śmiechem. Nie mogłem się powstrzymać. To było tak
śmieszne, że aż tragiczne. Ona mnie?! Ona?!
- Co do cholery?! – krzyknęła
nagle, już nieźle wkurzona. Uspokoiłem się trochę, lecz uśmiech nadal nie
schodził z mej twarzy.
- Chcesz powiedzieć, że ty
mnie zgwałciłaś? – kiedy zadałem jej to pytanie, wydało mi się tak komiczne, że
ponownie wybuchnąłem śmiechem.
- Gwałt? Ocipiałeś?! O co ty
mnie oskarżasz?! – ach, jak ona pięknie wygląda, gdy się złości.
- Maleńka, nie mogłem ocipieć,
bo cipy nigdy nie miałem. A oskarżam cię
o gwałt, bo wykorzystałaś mnie seksualnie bez mojej zgody. To się
właśnie nazywa gwałtem, wiesz – mówiłem to patrząc jej prosto w oczy z
odległości około pięciu centymetrów. Muszę przyznać, podnieciło mnie to –
Mógłbym cię zaskarżyć – dodałem. Widząc przerażenie na jej twarzy, zaśmiałem
się szyderczo. Następnie dotknąłem jej policzka. Był tak gładki, tak idealny.
Przejechałem palcami po jej ustach. Jak można tak wyglądać? Nie mogłem już
dłużej, wpiłem się w te usta. Dobrze, że byliśmy nadzy.
______________________________
Anonimy, dziękuję za komentarze! :*
Murawska Weroniko, Tobie również dziękuję. :*
Jesteście wspaniałe, nie mogę uwierzyć, że się Wam tak podoba... że nawet o 6 nad ranem rozdział potrafi napełnić Wasze oczy łzami. :)
Świetne opowiadanie, naprawdę. Ciekawe co będzie z Emily, mam nadzieje, że nie umrze, szkoda mi jej :c
OdpowiedzUsuńhttp://love-can-surprise.blogspot.com/
uwielbiam cię.. koocham po prostu.. jesteś meega.. jedna z najlepszych.. uwieelbiam po prostu Emily.. ta pięciolatka jest po prostu cudowna.. trzymam kciuki, aby cude4mprzyżyła.. koocham ciebie ją i innych bohaterów.. koooocham
OdpowiedzUsuńDziękuję dziewczyny. Naprawdę jestem wdzięczna za tak miłe komentarze. :*
OdpowiedzUsuńCo do Emily - nie zdradzę szczegółów. Na pewno w najbliższym czasie nie umrze. ;)
O 6 nad ranem, czy o 21 wieczorem co za różnica, nie wiem czemu, ale twoje opowiadanie jest pełne emocji, które rozstrajają moje uczucia. W dzisiejszym jednak rozdziale bardziej było do śmiechu niż do płaczu... Gwałt... hehh... osobiście trzymam kciuki żeby Adam w końcu skończył z tym cholerstwem(?), z Rudą...
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego spotkania z Emily no i oczywiście Zo!
Buziaki ;*
To dobrze, że było do śmiechu, tak to miało wyjść. Nie chcę, byś za każdym razem płakała czytając to. Choć jeszcze nie raz będziesz miała pewnie okazję. ;)
UsuńDziękuję za wparcie! :*
Ale płakać też było spoko, obojętnie co, zawsze to opowiadanie jest świetne, każdy rozdział napełnia pozytywną energią ;D
UsuńJesteś genialna, Adam ukazuje swoją delikatną, wrażliwą stronę. Super!
OdpowiedzUsuńMam pytanie.. Co zrobić, aby Cię zasubskrybować? Bo nigdzie nie mogę znaleźć .. ;c
Dziękuję. :*
UsuńCo zrobić? Cóż, ja zwykle u siebie w "pulpicie nawigacyjnym Bloggera" dodaję dany blog do "listy czytelniczej". ;)
GENIALNE! Takie właśnie słowo ciśnie mi się na usta, kiedy czytam twoje opowiadanie. Uwielbiam Adama kiedy jest przy Zo. Zmienia się wtedy w uczuciowego, kochanego chłopaka. Kręci mnie jego druga strona. To nie samowite, że wykreowałaś tak genialną postać.
OdpowiedzUsuń[come-down-with-love.blogspot.com]