Wracając do domu myślami wciąż krążyłem wokół Alice. Nie wiem co ta dziewczyna ma w sobie, że pomimo faktu, iż mnie… ona mnie… pierdolnijcie mnie, ale nie mogę przyjąć do wiadomości, że mnie zgwałciła. No bo jak to możliwe? Żeby dziewczyna chłopaka? Hahaha. Komedia. Nie sądziłem, że pewnego dnia jakaś zdesperowana, niezaspokojona panna mnie zgwałci. Bo to był gwałt, nie? Nic nie pamiętam, więc odbyła ze mną stosunek bez mojej zgody. Oj, dziwny jest ten świat, hahaha.
- Adam, to ty? – usłyszałem,
kiedy trzasnąłem drzwiami wejściowymi. Tylko nie on. Nie miałem ochoty na
gadanie z kochanym ojczulkiem, toteż szybko zdjąłem buty i powędrowałem na
schody – Adam, mówię do ciebie – odwróciłem się znudzony. Spojrzałem na tego
człowieka, stojącego u podnóża schodów.
- Co się stało, tatusiu? –
zapytałem z kpiną.
- Adam, przestań mnie tak
traktować. Już naprawdę nie wiem co mam zrobić, byś ze mną normalnie
porozmawiał. Twoja matka chciałaby, byśmy się dogadali…
- Ja pierdolę, do ciebie nie
dociera! Ty nie możesz wiedzieć czego chciałaby mama. Nigdy nie pytałeś czego
sobie życzy. Żyłeś własnym życiem. Miałeś ją w nosie. Przestań więc pierdolić,
że mama chciałaby, byśmy się dogadali. Jesteś żałosny! – krzyknąłem jeszcze i,
pokonując po dwa stopnie, udałem się do swojego pokoju. Kolejny raz trzasnąłem
drzwiami. Przekręciłem klucz, nie chciałem, by wszedł i znów gadał te swoje
głupoty. Popierdolony facet! Byłem tak wkurwiony, że niewiele myśląc zacząłem
grzebać w szafce nocnej. Przekopałem ją całą, by w końcu na dnie znaleźć tą
upragnioną rzecz. Ach, jak ja dawno tego nie robiłem! Zapomniałem o tej
przyjemności!
*
Stałem przy oknie paląc już
piątego papierosa. Piątego? Kurde, a może szóstego? Nie wiem, nie liczyłem.
Mało mnie to obchodziło. Ważne, że nikotyna w ekspresowym tempie rozchodziła
się po moim ciele i uspakajała skołatane nerwy. Zaciągałem się najmocniej jak
tylko potrafiłem, po czym powoli wypuszczałem z siebie dym. Dlaczego ja
wcześniej nie wpadłem na ten cholernie dobry pomysł z papierosami?!
Zaoszczędziłbym sobie sporo nerwów zszarpanych przez tego palanta, szanownego
pana ojca. Ile bym dał, by zamiast mamy umarł właśnie on. Jakie szczęśliwe byłoby moje życie. Nie
wierzę, hahaha. Naprawdę pomyślałem, że moje życie mogłoby być szczęśliwe? Cóż,
nigdy. Nawet, gdyby mama żyła. Moje szczęście ograniczało się tylko do chwil,
krótkich chwil. Starałem się przypomnieć sobie kiedy ostatni raz byłem
szczęśliwy. Zoey. Wystarczy, że na nią spojrzę, a czuję się jakoś inaczej. Jest
niesamowita. Jakby miała jakieś nadprzyrodzone zdolności i potrafiła wpływać na
mój nastrój. Hahaha, kurwa, przypomniał mi się właśnie Jasper ze „Zmierzchu” (wiecie, ciul umiał wpływać na czyjś nastrój).
Adam, popierdoleńcu! Dobra, Zoey. Tak, ona sprawia, że jestem szczęśliwy. A nie
powinno tak być. Zakład musi zakończyć się sukcesem, nie ma innego wyjścia. Nie
mogę się z nią cackać i bronić jej w nieskończoność. Jest krucha, to fakt, ale mimo to muszę ją złamać. Jest
jeszcze Emily. Przy tej kruszynie to po prostu nie można być obojętnym. Jest
jak ogień palący mnie od środka i nakazujący, bym zmienił coś w sobie. Kurwa,
naprawdę mi gorąco… Ble, fuj, obrzydliwe! Ogień
palący od środka, hm? Tak się kurwa zamyśliłem, że zapomniałem, że przecież
palę papierosa. Serio, coś dzieje się z moją głową. I czuję, że nie wyjdzie mi
to na dobre.
*
Cały weekend przesiedziałem w
domu. Próbowałem jakoś się ogarnąć, lecz niezbyt dobrze mi to wychodziło.
Kurde, skłamałem – wychodziłem z domu. Po papierosy. Zacząłem dymić jak smok. W ciągu dwóch dni wypaliłem cztery paczki. Hm, dość przyziemny wynik – dwie
paczki na dzień. Nie ma źle. Mogło być gorzej. Zresztą, kurwa, nad czym ja się
zastanawiam?! Jebie mnie to ile palę, czy w ogóle palę. Bardziej irytuje mnie fakt, że za każdym razem kiedy sięgałem po
nowego papierosa, przed oczami miałem albo Zoey, albo Emily. Obie spoglądały na
mnie smutnym wzrokiem. Ciężko było je wyrzucić z mej głowy, ale jakoś
podołałem. Doszedłem do jednego, ważnego wniosku: wydupię Zoey do końca roku,
czyli w przeciągu jakiś trzech miesięcy. Jeśli się nie da, będę dalej próbował
rzecz jasna, jednak przez te trzy miesiące mocno muszę spiąć dupę. Będzie moja.
Kolejna cnota zapisana na konto szanownego pana Adama, mistrza w tym fachu. Po
tym czynie, to już powinni mi pomniki stawiać. Bo który normalny facet chciałby
przelecieć Zo? Au! Kurwa, moje serce, mój żołądek! Nie pamiętam, bym jadł coś
mało strawnego, więc co się dzieje?!
______________________________
Przepraszam za to "małe" opóźnienie, ale w poniedziałek totalnie nie miałam głowy, by dodać rozdział. Naprawdę bardzo przepraszam! I wybaczcie mi również to, że ten rozdział jest taki krótki. Obiecuję, że kolejny będzie już dłuższy. :)
Rozdział nie jest taki krótki.. no dobra.. może trochę. xDD Ale to nie zmienia faktu, że jest zajebi**y. ;)
OdpowiedzUsuńohh.. uuwielbiam.. rochę którki ale i tak cię uwielbiam.. słowami się tego nie da opisać więc..
OdpowiedzUsuńŁucja O
Krótki bo krótki, ale jak zawsze fenomenalny...
OdpowiedzUsuńTroszeczkę mi smutno że kolejny raz nie mogłam zapomnieć o całym świecie i zatracić się w każdym słowie tego opowiadanie. No cóż bywają idealnie długie rozdziały, więc kiedyś muszą być też krótkie, takimi też nie gardzimy.
Ostatnie zdania najlepsze <3
Adam to uosobienie ideału,
"Kurwa, moje serce, mój żołądek! "