czwartek, 23 maja 2013

Rozdział 008



Wracając do domu myślami wciąż krążyłem wokół Alice. Nie wiem co ta dziewczyna ma w sobie, że pomimo faktu, iż mnie… ona mnie… pierdolnijcie mnie, ale nie mogę przyjąć do wiadomości, że mnie zgwałciła. No bo jak to możliwe? Żeby dziewczyna chłopaka? Hahaha. Komedia. Nie sądziłem, że pewnego dnia jakaś zdesperowana, niezaspokojona panna mnie zgwałci. Bo to był gwałt, nie? Nic nie pamiętam, więc odbyła ze mną stosunek bez mojej zgody. Oj, dziwny jest ten świat, hahaha.
- Adam, to ty? – usłyszałem, kiedy trzasnąłem drzwiami wejściowymi. Tylko nie on. Nie miałem ochoty na gadanie z kochanym ojczulkiem, toteż szybko zdjąłem buty i powędrowałem na schody – Adam, mówię do ciebie – odwróciłem się znudzony. Spojrzałem na tego człowieka, stojącego u podnóża schodów.
- Co się stało, tatusiu? – zapytałem z kpiną.
- Adam, przestań mnie tak traktować. Już naprawdę nie wiem co mam zrobić, byś ze mną normalnie porozmawiał. Twoja matka chciałaby, byśmy się dogadali…
- Ja pierdolę, do ciebie nie dociera! Ty nie możesz wiedzieć czego chciałaby mama. Nigdy nie pytałeś czego sobie życzy. Żyłeś własnym życiem. Miałeś ją w nosie. Przestań więc pierdolić, że mama chciałaby, byśmy się dogadali. Jesteś żałosny! – krzyknąłem jeszcze i, pokonując po dwa stopnie, udałem się do swojego pokoju. Kolejny raz trzasnąłem drzwiami. Przekręciłem klucz, nie chciałem, by wszedł i znów gadał te swoje głupoty. Popierdolony facet! Byłem tak wkurwiony, że niewiele myśląc zacząłem grzebać w szafce nocnej. Przekopałem ją całą, by w końcu na dnie znaleźć tą upragnioną rzecz. Ach, jak ja dawno tego nie robiłem! Zapomniałem o tej przyjemności!
*
Stałem przy oknie paląc już piątego papierosa. Piątego? Kurde, a może szóstego? Nie wiem, nie liczyłem. Mało mnie to obchodziło. Ważne, że nikotyna w ekspresowym tempie rozchodziła się po moim ciele i uspakajała skołatane nerwy. Zaciągałem się najmocniej jak tylko potrafiłem, po czym powoli wypuszczałem z siebie dym. Dlaczego ja wcześniej nie wpadłem na ten cholernie dobry pomysł z papierosami?! Zaoszczędziłbym sobie sporo nerwów zszarpanych przez tego palanta, szanownego pana ojca. Ile bym dał, by zamiast mamy umarł właśnie on.  Jakie szczęśliwe byłoby moje życie. Nie wierzę, hahaha. Naprawdę pomyślałem, że moje życie mogłoby być szczęśliwe? Cóż, nigdy. Nawet, gdyby mama żyła. Moje szczęście ograniczało się tylko do chwil, krótkich chwil. Starałem się przypomnieć sobie kiedy ostatni raz byłem szczęśliwy. Zoey. Wystarczy, że na nią spojrzę, a czuję się jakoś inaczej. Jest niesamowita. Jakby miała jakieś nadprzyrodzone zdolności i potrafiła wpływać na mój nastrój. Hahaha, kurwa, przypomniał mi się właśnie Jasper ze „Zmierzchu” (wiecie, ciul umiał wpływać na czyjś nastrój). Adam, popierdoleńcu! Dobra, Zoey. Tak, ona sprawia, że jestem szczęśliwy. A nie powinno tak być. Zakład musi zakończyć się sukcesem, nie ma innego wyjścia. Nie mogę się z nią cackać i bronić jej w nieskończoność. Jest krucha, to fakt, ale mimo to muszę ją złamać. Jest jeszcze Emily. Przy tej kruszynie to po prostu nie można być obojętnym. Jest jak ogień palący mnie od środka i nakazujący, bym zmienił coś w sobie. Kurwa, naprawdę mi gorąco… Ble, fuj, obrzydliwe! Ogień palący od środka, hm? Tak się kurwa zamyśliłem, że zapomniałem, że przecież palę papierosa. Serio, coś dzieje się z moją głową. I czuję, że nie wyjdzie mi to na dobre.
*
Cały weekend przesiedziałem w domu. Próbowałem jakoś się ogarnąć, lecz niezbyt dobrze mi to wychodziło. Kurde, skłamałem – wychodziłem z domu. Po papierosy. Zacząłem dymić jak smok. W ciągu dwóch dni wypaliłem cztery paczki. Hm, dość przyziemny wynik – dwie paczki na dzień. Nie ma źle. Mogło być gorzej. Zresztą, kurwa, nad czym ja się zastanawiam?! Jebie mnie to ile palę, czy w ogóle palę. Bardziej irytuje mnie fakt, że za każdym razem kiedy sięgałem po nowego papierosa, przed oczami miałem albo Zoey, albo Emily. Obie spoglądały na mnie smutnym wzrokiem. Ciężko było je wyrzucić z mej głowy, ale jakoś podołałem. Doszedłem do jednego, ważnego wniosku: wydupię Zoey do końca roku, czyli w przeciągu jakiś trzech miesięcy. Jeśli się nie da, będę dalej próbował rzecz jasna, jednak przez te trzy miesiące mocno muszę spiąć dupę. Będzie moja. Kolejna cnota zapisana na konto szanownego pana Adama, mistrza w tym fachu. Po tym czynie, to już powinni mi pomniki stawiać. Bo który normalny facet chciałby przelecieć Zo? Au! Kurwa, moje serce, mój żołądek! Nie pamiętam, bym jadł coś mało strawnego, więc co się dzieje?!
______________________________

Przepraszam za to "małe" opóźnienie, ale w poniedziałek totalnie nie miałam głowy, by dodać rozdział. Naprawdę bardzo przepraszam! I wybaczcie mi również to, że ten rozdział jest taki krótki. Obiecuję, że kolejny będzie już dłuższy. :)

3 komentarze:

  1. Rozdział nie jest taki krótki.. no dobra.. może trochę. xDD Ale to nie zmienia faktu, że jest zajebi**y. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ohh.. uuwielbiam.. rochę którki ale i tak cię uwielbiam.. słowami się tego nie da opisać więc..

    Łucja O

    OdpowiedzUsuń
  3. Krótki bo krótki, ale jak zawsze fenomenalny...

    Troszeczkę mi smutno że kolejny raz nie mogłam zapomnieć o całym świecie i zatracić się w każdym słowie tego opowiadanie. No cóż bywają idealnie długie rozdziały, więc kiedyś muszą być też krótkie, takimi też nie gardzimy.


    Ostatnie zdania najlepsze <3
    Adam to uosobienie ideału,
    "Kurwa, moje serce, mój żołądek! "

    OdpowiedzUsuń