sobota, 25 maja 2013

Rozdział 009



Ja pierdolę, jak ja nienawidzę szkoły! Gdyby nie fakt, że mogę podziwiać te piękne, sięgające do nieba nogi niektórych dziewczyn, to chyba bym zrezygnował z tej instytucji. Kurwa, czemu mama nie wysłała mnie do szkoły prywatnej? Mógłbym wagarować całe tygodnie, a i tak dostawałbym najlepsze oceny. Przynajmniej do czasu, w którym ojciec by im płacił. A w sumie to mogłoby trwać dość krótko. W końcu jestem jego zmartwieniem od dziewiętnastu lat. Ale to pewnie nie było powodem, dla którego mama wybrała dla mnie tą właśnie szkołę. Cóż, nigdy się już tego nie dowiem, prawda? W końcu ktoś ją zabił, wyssał z niej życie do cna.

- George, znów byłeś u Caroline? – usłyszałem szept, kiedy tylko znalazłem się na schodach. Chciałem zejść do kuchni po coś do jedzenia. Nie jadłem od czterech godzin. Mój żołądek po prostu się we mnie przewracał. Straszne uczucie.
- Kathrin, prosiłem cię, byś nie poruszała tego tematu. Wiesz, że muszę się z nią spotykać.
- Spotykać, owszem, ale nie… nie… George… – jej głos się załamał, a moje serce się ścisnęło. Nienawidziłem tego uczucia. Jakby miliony igieł przeszywało ten najważniejszy organ człowieka.
- Kat, proszę. Od początku mówiłem ci, że ślub, że dziecko… cała ta szopka to idiotyzm. Nie chciałaś mnie posłuchać, to teraz, proszę, nie rycz mi z powodu mojej asystentki.
- Wiesz, że cię kocham… – wydusiła z siebie. Słyszałem już, że płacze. Nie miałem odwagi tam zejść – Dla niego… Wiesz jak bardzo kocham Adama. Jest dla mnie wszystkim… Ja…
- Ty miałaś pozbyć się tego bachora kiedy cię o to prosiłem! A teraz zamknij gębę i daj odpocząć – usłyszałem jak wymawia te słowa przez zęby, wściekły, rzucający jadem. Nie wierzyłem w to, co usłyszałem. Chciał się mnie pozbyć. Mój własny ojciec. Ojciec!

Kurwa, nigdy nie zapomnę tamtego dnia. Żałuję tylko, że nie mogę wrócić do tamtej chwili. Powinien tam zejść i złamać mu parę kości. Może więcej niż parę. Może wtedy nie doszłoby do tej tragedii…

- George? To ty? – właśnie wróciliśmy z mamą ze sklepu. Dziwne odgłosy dochodziły z góry, więc mama kazała mi zanieść zakupy do kuchni, a sama postanowiła sprawdzić co się dzieje na górze. Słyszałem wyraźnie jej kroki. Jak najszybciej się dało, zaniosłem rzeczy do kuchni i ruszyłem na górę, przeskakując po dwa stopnie  – George?! – usłyszałem ponownie, tym razem wypowiedziała to imię łamiącym się głosem. Przebiegłem przez korytarz i zatrzymałem się za jej plecami. To, co zobaczyłem… Miałem ochotę rzucić się na niego i powyrywać wnętrzności – Jak mogłeś? – spytała łkając – W naszym domu? W wspólnej sypialni? – chciałem ją złapać, przytulić, powiedzieć, że to tylko sen. Że w jej pokoju, na jej łóżku, tak naprawdę nie leży jej mąż i jego kochanka, że tak naprawdę nie naparzają się jak warzywa…
- Kat… – zaczął, jednak mamy już nie było…

- Adam? O czym myślisz? – usłyszałem nieopodal siebie. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Wyglądała olśniewająco!
- Jak to? O tobie maleńka – stwierdziłem, szelmowsko się uśmiechając. Po chwili już poczułem jej usta na swoich. A to miła niespodzianka!
*
- Pierwszy raz robiłam to w męskiej toalecie. W szkole w dodatku – zaśmiała się cichutko, na co ja tylko się uśmiechnąłem i ponownie zatonąłem w jej ustach – Adam, trzeba się zbierać – powiedziała, odsuwając mnie lekko.
- Myślisz, że teraz tak po prostu cię wypuszczę?
- To co mam zrobić?
- Zaskocz mnie – puściłem jej oczko. Wiecie, seks w szkolnej łazience jest cholernie podniecający, ale widok dziewczyny z penisem w ustach jest jeszcze bardziej podniecający. Kurwa, nie sądziłem, że zaskoczy mnie tak bardzo. Nie chcę się wdrążać w szczegóły. Co przeżyłem, to moje, ale wiedzcie tylko, że Alice w obciąganiu jest profesjonalistką.
*
-  Adam! – usłyszałem za sobą, kiedy już pakowałem się do mojego kochanego autka. Spojrzałem za siebie i myślałem, że padnę. Serio. W moim kierunku biegła piękna blondynka w za dużym na siebie białym t-shircie z małpką trzymającą banana na środku oraz w dość luźnych spodniach. Jednak to wszystko… kurwa, to tylko dodawało jej uroku.
- Zoey, nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę cię biegnącą w moją stronę – zaśmiałem się, na co dziewczyna zareagowała tym samym.
- Też nie przypuszczałam, że jestem do tego zdolna. Mam jednak prośbę.
- Mów. Zrobię wszystko – uśmiechnąłem się, tak… normalnie? No wiecie, bez jakiś podtekstów seksualnych, bez ironii. Uśmiechnąłem się tak… człowieczo.
- Dziękuję – na jej policzki wkroczyły rumieńce przez co spuściła wzrok. Chwyciłem ją za podbródek i delikatnie sprawiłem, by na mnie spojrzała. Uśmiechnąłem się, co najwidoczniej dodało jej odwagi – Chciałam cię prosić, albo może raczej zapytać… czy nie wybrałbyś się ze mną do Emily? – zaśmiałem się – No co?
- Nic. Pięknie wyglądasz, gdy się rumienisz. Wsiadaj – szybko przeszedłem obok samochodu i otworzyłem dziewczynie drzwi. Już nie zaszczyciła mnie spojrzeniem. Zaczerwieniła się jeszcze bardziej, co strasznie mi się spodobało.
*
- Ceść! – głośny krzyk rozniósł się chyba po całym szpitalu, a już co najmniej po całym oddziale.
- Cześć maleńka. Promieniejesz dzisiaj – pochyliłem się nad małą i mocno wtuliłem się w jej wątłe ciałko. Zoey uczyniła to samo. Tak jak poprzednio, ja zająłem krzesło, a Zoey usiadła na łóżku.
- Wiecie, dzisiaj lekaz powiedzial, że widzi poprawe – uśmiechnęła się słodko.
- Naprawdę?
- Tak. Stwierdzil, że coś musialo się stać, więc mu powiedzialam o was, a wiecie co on na to? Powiedzial, że sie zakochalam – zaśmiała się i spojrzała na mnie z takim uczuciem w oczkach jakiego dotąd nie widziałem.
- Emily? Ty naprawdę…? – zaczęła Zoey, po czym cichutko się zaśmiała.
- Tak, naprawde – odpowiedziała mała – Adam, kocham cie – dodała. Myślałem, że spadnę z tego krzesła. Nie sądziłem, że mogę usłyszeć z tych ust takie słowa.
- Emily, ja ciebie też – powiedziałem, po czym pochyliłem się ku niej i delikatnie pocałowałem ją w czoło. Iskierki szczęścia w jej oczkach tańczyły niczym płomienie na wietrze. Była taka radosna.
*
- Jesteś jej pierwszą miłością spojrzałem na Zoey. Nie patrzyła na mnie, spoglądała za okno – Pierwszej miłości się nie zapomina – dodała po chwili.
- A ty? – poczułem jej wzrok na sobie.
- Co ja?
- Pamiętasz swoją pierwszą miłość? – milczała. Spojrzałem na nią ponownie, jednak ona i tym razem wypatrywała czegoś za oknem – Zoey? Pamiętasz?
- Chyba do końca świata będę pamiętać te zielone tęczówki i to szczęście malujące się w nich za każdym razem, gdy mnie widziały – nie zaszczyciła mnie spojrzeniem. Nawet krótkim, przelotnym.
- Facet był prawdziwym szczęściarzem. Co się stało?
- Czasem bywa tak, że człowiek nie słyszy szeptów swojego serca, które woła o miłość. Lub też stara się te szepty zagłuszyć. Myślę, że mój ukochany wybrał tę drugą opcję…
- Zoey – zacząłem. Zjechałem na pobocze, zatrzymałem samochód, spojrzałem na nią – Zo – chciałem, by i ona na mnie spojrzała, co zresztą uczyniła – Sądzę, że facet w końcu dojdzie do wniosku jaki skarb utracił i postara się cię odzyskać. Jesteś niesamowitą dziewczyną. Myślę, że każdy facet chciałby móc się tobą opiekować, zagłuszać twe troski, wywoływać na twej twarzy ten piękny uśmiech.
- Ty byś chciał? – zaskoczyła mnie tym pytaniem. Spodziewałem się raczej tego, że zapłonie rumieńcem i odwróci wzrok. Ona jednak nieprzerwanie wpatrywała się w moje oczy, wierciła w nich dziurę, jakby chciała zobaczyć moją duszę. W końcu oczy to zwierciadło duszy, prawda? Ja moją duszę zamknąłem głęboko i nie pozwalałem, by ktokolwiek mógł ją zobaczyć, toteż wiedziałem, że nie wyczyta z mych oczu nic, czego być może chciała się dowiedzieć. Chciałem jednak jej pokazać. Chciałem, by mnie poznała tak, jak jeszcze nikt inny na tym świecie. Tylko co? Miałem jej odpowiedzieć? Ale co? Co miałbym jej powiedzieć? Przecież sam do końca nie wiem czego chcę. Wtedy jednak zadziałał instynkt. Zacząłem zmniejszać dystans pomiędzy nami. Nasze oczy wciąż, nieprzerwanie, obserwowały drugie. A usta… jakby magnes. Moje usta były spragnione jej warg. Dzieliły nas już milimetry, gdy zadzwonił mój telefon. Zoey automatycznie przeniosła wzrok za szybę, a ja nadusiłem zieloną słuchawkę.
- Adam, kumplu, zerżnąłem ją, zerżnąłem! Właśnie zaliczyłem Mary, tą, kurwa, Mary!
______________________________

Jak obiecałam, jest i dłuższy rozdział. Mało w nim akcji, ale wciąż staram się powoli rozkręcać tą historię. Mam nadzieję, że się podoba. Dziękuję za wparcie!

Mam dwie ważne sprawy:
pierwsza - proszę wszystkich czytających (wiem, że jest Was sporo) o komentarz. Nie zależy mi na ich liczbie, ale to właśnie komentarze motywują mnie do pisania. Nawet nie wiecie ile radości przynosi mi każdy dodany przez Was komentarz. Dzięki! :*
druga - wyjeżdżam na dwa tygodnie, toteż rozdział ukaże się dopiero kiedy wrócę. Trzymajcie za mnie kciuki, by wszystko się udało, gdyż to wyjazdy obowiązkowe z uczelni. ;)

3 komentarze:

  1. Nie wierzę ! Jestem pierwsza!!!
    No więc... Od czego by tu zacząć?
    Hmm... Dziewczyno skąd Ty bierzesz te wszystkie wspaniałe pomysły?!?!
    Idealnie wyjaśniłaś w tym rozdziale powód dla którego Adam jest seksoholikiem... On po prostu chce uciec ;(
    A już za kilka godzin
    Cała sprawa z Emily
    Jest taki uroczy, słodki, troskliwy, o złotym sercu
    Ah, co ta Zo potrafi z nim zrobić...
    Zastanawia mnie kim był pierwszą miłością Zo, mam nadzieję że niebawem się dowiem...

    Co do Twojego wyjazdu, oczywiście trzymam kciuki i życzę powodzenia.
    Wracaj tu do nas szybko ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No a więc.. Rozdział jest normalnie.. cudowny, zajebis*y, mega, super i ten teges. ; > Baardzo końcówka Mi się podobała. Słodka była. Chociaż trochę się wkurzyłam, jak Adam i Zo mieli się pocałować a tu nagle telefon dzwoni.. No myślałam, że Mnie coś od środka rozszarpie.. Ale mówi się trudno. :D

    Powodzenia na wyjeździe. c:

    Życzę weny. :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wierzę, że tak Wam się spodobał. Jesteście cudowne! :*

    Anonimie:
    Skąd pomysły? Sama nie wiem. Siadam i piszę.
    Pierwsza miłość Zo? Tak, niebawem się dowiesz. Cierpliwości. :)

    Gosiu:
    Haha, nie chciałam, by pocałowali się tak szybko. Może w następnym dojdzie do wyczekiwanego pocałunku... a może nie. :P

    Dzięki dziewczyny! :*

    OdpowiedzUsuń