niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 015



Po wczorajszym dniu byłem taki szczęśliwy, że naprawdę myślałem, iż nic nie jest w stanie zepsuć mi tego dnia. Kurwa, czemu ja w ostatnim czasie tak się mylę w odczuciach, co? Nie mogłem się doczekać spotkania z Zoey, a kiedy w końcu ją spotkałem… albo raczej kiedy ona w końcu natknęła się na mnie… Kurwa! Siedziałem sobie z moją dziewczyną. Tak kurwa, siedziałem z Alice. Akurat usiadła mi na kolanach i mnie pocałowała, kiedy na horyzoncie zjawiła się blondynka. Co zrobiłem? Nic kurwa. Bo co miałem zrobić? Zrzucić moją dziewczynę z kolan i pobiec do Zo? Przecież całowałem się z własną dziewczyną! Jestem popierdolony i tyle! Kiedy blondynka nas zauważyła szybko wycofała się do szkoły, a ja udawałem, że jej nie widziałem. Jednak w środku czułem, że płonę. Naprawdę jestem pojebany! Jak mam wytłumaczyć sobie to kurewskie uczucie?! Przecież jestem z Alice. Uwielbiam tą dziewczynę. Jest idealna w każdym calu. A jednak moje serce rwie się do Zoey, gdy tylko moje oczy ją widzą. Pojebane i tyle w tym temacie.
*
- Stary, gratuluję dziewczyny. Rozumiem, że mimo wszystko zakład aktualny?
- Jasne Pete – odpowiedziałem, kiedy po skończonych lekcjach staliśmy przy swoich samochodach, by móc opuścić teren budy.
- Nie wierzę, że jesteś z Alice. Wiesz, że Mary się na nią uweźmie?
- Szczerze? Pierdoli mnie to.
- Ale…
- Jestem z nią, by popierdolić.
- Kasanowa jebany – zaśmiał się, po czym machnął mi ręką na pożegnanie i wsiadł do samochodu. Stałem chwilę przy aucie póki Pete nie zniknął mi z oczu. Przez ostatnie dni wynajdowałem sobie jakieś cele, co nie? Na dzień dzisiejszy obrałem sobie nowy, lepszy: spotkać ją i wszystko jej wytłumaczyć. Mam na myśli Zoey oczywiście.
*
Wiedziałem, że skończyła lekcje wcześniej, więc nie miałem po co stać pod szkołą. Uznałem, że wybiorę się do domu dziecka. Tam ją na pewno znajdę. W końcu gdzie indziej miałaby siedzieć, hm? Podjechałem na parking pod instytucją, zaparkowałem samochód, po czym udałem się do środka. Zaraz po wejściu skierowałem się w stronę okienka informacji.
- Dzień dobry pani. Szukam dziewczyny. Ma na imię Zoey.
- Dzień dobry. Niestety nie możemy podawać informacji kto u nas mieszka.
- Ale ja nie chcę się dowiedzieć czy tutaj mieszka, gdyż kilka razy ją odwoziłem i wiem, że tu jest. Chcę się dowiedzieć w którym pokoju.
- Niestety, nie mogę powiedzieć panu żadnej informacji o Zoey.
- Proszę mi pomóc, jestem jej chłopakiem. Pokłóciliśmy się i chciałbym ją przeprosić, wyjaśnić sprawę. Proszę – kobieta spojrzała na mnie tak litościwie, jakbym był małym, biednym chłopczykiem proszącym o kromkę chleba.
- Pokój 215 na drugim piętrze – już chciałem tam biec – Jednak Zoey nie ma obecnie w pokoju – dodała szybko, widząc, że już gnam we wskazanym kierunku.
- Rozumiem, że nie może mi pani powiedzieć gdzie się aktualnie znajduje? – zadałem to pytanie z tak szczerym uśmiechem, że i ona się uśmiechnęła.
- Nie do końca wiem gdzie jest. Jednak proszę sprawdzić dwa miejsca: albo kawiarnia „Urocza” niedaleko stąd. Musi pan jechać…
- Wiem gdzie to jest – w końcu to „nasza” kawiarnia.
- Rozumiem – uśmiechnęła się lekko kiwając głową, chyba na znak niedowierzania – Drugie miejsce to jezioro jakieś trzy kilometry stąd. Zoey bardzo lubi tam przesiadywać całe dnie.
- Dziękuję pani bardzo serdecznie, dziękuję.
*
Siedziałem przy jeziorze już od ponad godziny i nigdzie nie mogłem spostrzec Zoey, a nie byłoby to trudne, gdyby spędzała tam czas, jako że, prócz mojej skromnej osoby, nikogo więcej nie było. Jezioro znajdowało się na totalnym odludziu. Szukałem tego miejsca z piętnaście minut. Już wcześniej spędziłem pół godziny w kawiarni, więc perspektywa dalszego siedzenia na trawce pod drzewkiem jakoś do mnie nie przemawiała. Zaczynałem się irytować, wkurwiać wręcz, że czekam na nią, a jej nie ma. Musiałem zapalić. Wydobyłem z paczki papierosa i, po uprzednim zapaleniu go, zaciągnąłem się dymem. Ulga przyszła w tempie błyskawicznym, ale była to ulga chwilowa, która skończyła się wraz z jego wypaleniem. Wyciągnąłem więc drugiego. Ach, piękne uczucie!
- Adam? – moje serce przyśpieszyło jeszcze zanim chyba do mózgu dotarła informacja czyj głos właśnie usłyszałem – Co tutaj robisz?
- Czekam na ciebie – powiedziałem, podnosząc się z zajmowanego dotychczas miejsca.
- Skąd wiedziałeś?
- Po prostu wiedziałem – uśmiechnąłem się, lecz dziewczyna nie odwzajemniła tego gestu – Coś się stało? – podszedłem bliżej – Płakałaś – oznajmiłem, po czym chciałem objąć blondynkę, lecz ta zrobiła dwa kroki w tył – Zoey?
- Palisz? – spojrzałem w tym momencie na papierosa. Zapomniałem o nim.
- Już nie – wrzuciłem końcówkę peta do jeziora i zrobiłem krok w kierunku dziewczyny.
- Coś się stało?
- Chciałem cię zobaczyć. W szkole nie było okazji, by porozmawiać.
- Nie chciałam ci przerywać pogawędki z dziewczyną – oznajmiła hardo, odwracając się ode mnie w stronę jeziora.
- Zoey, Alice i ja… nic nas nie łączy. Ona nic dla mnie nie znaczy.
- A więc pocałunek nic dla ciebie nie znaczy? – jej głos powoli zaczynał się łamać, a ja nie wiedziałem jak mam jej wszystko wytłumaczyć. Nie kocham jej. Ja po prostu… kurwa, nie wiem!
- Znaczy. Jasne, że znaczy…
- Więc ją kochasz – spojrzała na mnie. W jej oczach zgromadziło się już tyle łez…
- Zo, nie płacz – chciałem ją kurwa przytulić. Przygarnąć do siebie, objąć i szeptać jej do ucha, że może czuć się przy mnie bezpiecznie, że jej nigdy nie opuszczę, że już zawsze będę z nią i zrobię dla niej wszystko. Jednak gdy zrobiłem kolejny krok w jej kierunku, ona ponownie się cofnęła – Zoey?
- Nie chcę byś był ze mną z litości, Adamie – szepnęła, po czym ruszyła biegiem przed siebie. Nim dotarł do mnie sens jej słów, już jej nie było. Chciałem za nią pobiec, ale te kilka słów, które wypowiedziała… kurwa! Wszystko spierdoliłem! Miałem jej wszystko wytłumaczyć, miałem  jej uświadomić, że Alice nic dla mnie nie znaczy. Tylko kurwa po co?! Ja jebię! Po co ja kurwa chciałem tłumaczyć się jej z pocałunku?! Dlaczego nie mogłem odsunąć tego w zapomnienie? W końcu całowałem moją dziewczynę! Moją, kurwa, jebaną dziewczynę, pannę Alice. Po jakiego chuja chciałem uzmysłowić Zoey, że ten pocałunek nic dla mnie nie znaczył? Że Alice nic dla mnie znaczy?
- Kocham ją – szepnąłem. Byłem sam. Nikt nie słyszał tego wyznania prócz mojej popierdolonej osoby. I bardzo dobrze, że to powiedziałem, bo w tamtym momencie wreszcie do mnie dotarło, że jedyna pewna, niepodważalna i niezmienna rzecz w moim życiu to jest właśnie to uczucie. Uczucie, że kocham Zoey. Moją piękną Zoey.
______________________________

Anonimie, Aszyszo - chciałyście, więc macie. Dziękuję Wam, że jesteście ze mną. :* Do usłyszenia za tydzień!

2 komentarze:

  1. Uuuuuuuuuuuuf... nareszcie mogłam przeczytać to cudeńko. Odkąd rano zobaczyłam, że dodałaś, nie mogłam się doczekać żeby przeczytać niestety los się ciągle sprzeciwiał i dopiero teraz jestem.
    Ledwo widzę na oczy, ale co tam Adamuuś ważniejszy ;D
    Począwszy od Adama, skończywszy na Zo oni są kochani.
    Najczystszy przykład stwierdzenia, że przeciwieństwa się przyciągają.
    Uważam, że Zo dobrze postąpiła, niech się teraz chłoptaś ogarnie, ruszy dupe i niech się pofatyguje ulokować swoje uczucia!!!
    Rozdział krótki ale pięknaśny <3


    O boże, boże
    Jesteś okropna! Wiesz???
    Jak mogłaś dodać taki fragment!
    Teraz przez Cb nie będę mogła spać
    Jeżeli zobaczysz w wiadomościach
    Zmarła z bezsenności bo czekała tydzień na rozdział, tak, tak to będzie o mnie!!!
    Grr
    A tak na serio to chyba...
    Prześpi się z Zo?!!?!
    Albo będzie, że ona coś zrobi
    i ten co go przytulił to pewnie jego ojciec, nie?
    Wracaj szybko, proooooosze
    Głupi cały tydzień
    Życzę weny ;*
    Do przeczytania za tydzień ;*
    Anonim ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. OBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻE!
    ON JĄ KOCHA!
    OOOO JEAAAAH.
    A JA KOCHAM CIEBIE!
    Adam, Adam, Adam, duży plusik, tylko niech teraz tego nie spieprzy tylko walczy o tą kochaną Zo.
    A Zo dobrze postąpiła, bardzo wręcz.
    Niech tylko ten Adam jej nie skrzywdzi...
    Czekam na kolejny! ooo jeah!

    Aszysza.;*

    OdpowiedzUsuń