Po wczorajszym dniu byłem taki
szczęśliwy, że naprawdę myślałem, iż nic nie jest w stanie zepsuć mi tego dnia.
Kurwa, czemu ja w ostatnim czasie tak się mylę w odczuciach, co? Nie mogłem się
doczekać spotkania z Zoey, a kiedy w końcu ją spotkałem… albo raczej kiedy ona
w końcu natknęła się na mnie… Kurwa! Siedziałem sobie z moją dziewczyną. Tak
kurwa, siedziałem z Alice. Akurat usiadła mi na kolanach i mnie pocałowała,
kiedy na horyzoncie zjawiła się blondynka. Co zrobiłem? Nic kurwa. Bo co miałem
zrobić? Zrzucić moją dziewczynę z kolan i pobiec do Zo? Przecież całowałem się
z własną dziewczyną! Jestem popierdolony i tyle! Kiedy blondynka nas zauważyła
szybko wycofała się do szkoły, a ja udawałem, że jej nie widziałem. Jednak w
środku czułem, że płonę. Naprawdę jestem pojebany! Jak mam wytłumaczyć sobie to
kurewskie uczucie?! Przecież jestem z Alice. Uwielbiam tą dziewczynę. Jest
idealna w każdym calu. A jednak moje serce rwie się do Zoey, gdy tylko moje
oczy ją widzą. Pojebane i tyle w tym temacie.
*
- Stary, gratuluję dziewczyny.
Rozumiem, że mimo wszystko zakład aktualny?
- Jasne Pete – odpowiedziałem,
kiedy po skończonych lekcjach staliśmy przy swoich samochodach, by móc opuścić
teren budy.
- Nie wierzę, że jesteś z
Alice. Wiesz, że Mary się na nią uweźmie?
- Szczerze? Pierdoli mnie to.
- Ale…
- Jestem z nią, by
popierdolić.
- Kasanowa jebany – zaśmiał
się, po czym machnął mi ręką na pożegnanie i wsiadł do samochodu. Stałem chwilę
przy aucie póki Pete nie zniknął mi z oczu. Przez ostatnie dni wynajdowałem
sobie jakieś cele, co nie? Na dzień dzisiejszy obrałem sobie nowy, lepszy:
spotkać ją i wszystko jej wytłumaczyć. Mam na myśli Zoey oczywiście.
*
Wiedziałem, że skończyła
lekcje wcześniej, więc nie miałem po co stać pod szkołą. Uznałem, że wybiorę
się do domu dziecka. Tam ją na pewno znajdę. W końcu gdzie indziej miałaby
siedzieć, hm? Podjechałem na parking pod instytucją, zaparkowałem samochód, po
czym udałem się do środka. Zaraz po wejściu skierowałem się w stronę okienka
informacji.
- Dzień dobry pani. Szukam
dziewczyny. Ma na imię Zoey.
- Dzień dobry. Niestety nie
możemy podawać informacji kto u nas mieszka.
- Ale ja nie chcę się
dowiedzieć czy tutaj mieszka, gdyż kilka razy ją odwoziłem i wiem, że tu jest.
Chcę się dowiedzieć w którym pokoju.
- Niestety, nie mogę
powiedzieć panu żadnej informacji o Zoey.
- Proszę mi pomóc, jestem jej
chłopakiem. Pokłóciliśmy się i chciałbym ją przeprosić, wyjaśnić sprawę. Proszę
– kobieta spojrzała na mnie tak litościwie, jakbym był małym, biednym
chłopczykiem proszącym o kromkę chleba.
- Pokój 215 na drugim piętrze
– już chciałem tam biec – Jednak Zoey nie ma obecnie w pokoju – dodała szybko,
widząc, że już gnam we wskazanym kierunku.
- Rozumiem, że nie może mi
pani powiedzieć gdzie się aktualnie znajduje? – zadałem to pytanie z tak szczerym uśmiechem, że i ona się uśmiechnęła.
- Nie do końca wiem gdzie
jest. Jednak proszę sprawdzić dwa miejsca: albo kawiarnia „Urocza” niedaleko
stąd. Musi pan jechać…
- Wiem gdzie to jest – w końcu
to „nasza” kawiarnia.
- Rozumiem – uśmiechnęła się
lekko kiwając głową, chyba na znak niedowierzania – Drugie miejsce to jezioro
jakieś trzy kilometry stąd. Zoey bardzo lubi tam przesiadywać całe dnie.
- Dziękuję pani bardzo
serdecznie, dziękuję.
*
Siedziałem przy jeziorze już
od ponad godziny i nigdzie nie mogłem spostrzec Zoey, a nie byłoby to trudne,
gdyby spędzała tam czas, jako że, prócz mojej skromnej osoby, nikogo więcej nie
było. Jezioro znajdowało się na totalnym odludziu. Szukałem tego miejsca z
piętnaście minut. Już wcześniej spędziłem pół godziny w kawiarni, więc
perspektywa dalszego siedzenia na trawce pod drzewkiem jakoś do mnie nie
przemawiała. Zaczynałem się irytować, wkurwiać wręcz, że czekam na nią, a jej
nie ma. Musiałem zapalić. Wydobyłem z paczki papierosa i, po uprzednim
zapaleniu go, zaciągnąłem się dymem. Ulga przyszła w tempie błyskawicznym, ale
była to ulga chwilowa, która skończyła się wraz z jego wypaleniem. Wyciągnąłem więc drugiego. Ach, piękne uczucie!
- Adam? – moje serce
przyśpieszyło jeszcze zanim chyba do mózgu dotarła informacja czyj głos właśnie
usłyszałem – Co tutaj robisz?
- Czekam na ciebie –
powiedziałem, podnosząc się z zajmowanego dotychczas miejsca.
- Skąd wiedziałeś?
- Po prostu wiedziałem –
uśmiechnąłem się, lecz dziewczyna nie odwzajemniła tego gestu – Coś się stało?
– podszedłem bliżej – Płakałaś – oznajmiłem, po czym chciałem objąć blondynkę,
lecz ta zrobiła dwa kroki w tył – Zoey?
- Palisz? – spojrzałem w tym
momencie na papierosa. Zapomniałem o nim.
- Już nie – wrzuciłem końcówkę
peta do jeziora i zrobiłem krok w kierunku dziewczyny.
- Coś się stało?
- Chciałem cię zobaczyć. W
szkole nie było okazji, by porozmawiać.
- Nie chciałam ci przerywać
pogawędki z dziewczyną – oznajmiła hardo, odwracając się ode mnie w stronę jeziora.
- Zoey, Alice i ja… nic nas
nie łączy. Ona nic dla mnie nie znaczy.
- A więc pocałunek nic dla
ciebie nie znaczy? – jej głos powoli zaczynał się łamać, a ja nie wiedziałem
jak mam jej wszystko wytłumaczyć. Nie kocham jej. Ja po prostu… kurwa, nie
wiem!
- Znaczy. Jasne, że znaczy…
- Więc ją kochasz – spojrzała
na mnie. W jej oczach zgromadziło się już tyle łez…
- Zo, nie płacz – chciałem ją
kurwa przytulić. Przygarnąć do siebie, objąć i szeptać jej do ucha, że może
czuć się przy mnie bezpiecznie, że jej nigdy nie opuszczę, że już zawsze będę z
nią i zrobię dla niej wszystko. Jednak gdy zrobiłem kolejny krok w jej
kierunku, ona ponownie się cofnęła – Zoey?
- Nie chcę byś był ze mną z
litości, Adamie – szepnęła, po czym ruszyła biegiem przed siebie. Nim dotarł do
mnie sens jej słów, już jej nie było. Chciałem za nią pobiec, ale te kilka
słów, które wypowiedziała… kurwa! Wszystko spierdoliłem! Miałem jej wszystko
wytłumaczyć, miałem jej uświadomić, że
Alice nic dla mnie nie znaczy. Tylko kurwa po co?! Ja jebię! Po co ja kurwa
chciałem tłumaczyć się jej z pocałunku?! Dlaczego nie mogłem odsunąć tego w
zapomnienie? W końcu całowałem moją dziewczynę! Moją, kurwa, jebaną dziewczynę,
pannę Alice. Po jakiego chuja chciałem uzmysłowić Zoey, że ten pocałunek nic
dla mnie nie znaczył? Że Alice nic dla mnie znaczy?
- Kocham ją – szepnąłem. Byłem
sam. Nikt nie słyszał tego wyznania prócz mojej popierdolonej osoby. I bardzo
dobrze, że to powiedziałem, bo w tamtym momencie wreszcie do mnie dotarło, że
jedyna pewna, niepodważalna i niezmienna rzecz w moim życiu to jest właśnie to
uczucie. Uczucie, że kocham Zoey. Moją piękną Zoey.
______________________________
Anonimie, Aszyszo - chciałyście, więc macie. Dziękuję Wam, że jesteście ze mną. :* Do usłyszenia za tydzień!
Uuuuuuuuuuuuf... nareszcie mogłam przeczytać to cudeńko. Odkąd rano zobaczyłam, że dodałaś, nie mogłam się doczekać żeby przeczytać niestety los się ciągle sprzeciwiał i dopiero teraz jestem.
OdpowiedzUsuńLedwo widzę na oczy, ale co tam Adamuuś ważniejszy ;D
Począwszy od Adama, skończywszy na Zo oni są kochani.
Najczystszy przykład stwierdzenia, że przeciwieństwa się przyciągają.
Uważam, że Zo dobrze postąpiła, niech się teraz chłoptaś ogarnie, ruszy dupe i niech się pofatyguje ulokować swoje uczucia!!!
Rozdział krótki ale pięknaśny <3
O boże, boże
Jesteś okropna! Wiesz???
Jak mogłaś dodać taki fragment!
Teraz przez Cb nie będę mogła spać
Jeżeli zobaczysz w wiadomościach
Zmarła z bezsenności bo czekała tydzień na rozdział, tak, tak to będzie o mnie!!!
Grr
A tak na serio to chyba...
Prześpi się z Zo?!!?!
Albo będzie, że ona coś zrobi
i ten co go przytulił to pewnie jego ojciec, nie?
Wracaj szybko, proooooosze
Głupi cały tydzień
Życzę weny ;*
Do przeczytania za tydzień ;*
Anonim ;*
OBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻE!
OdpowiedzUsuńON JĄ KOCHA!
OOOO JEAAAAH.
A JA KOCHAM CIEBIE!
Adam, Adam, Adam, duży plusik, tylko niech teraz tego nie spieprzy tylko walczy o tą kochaną Zo.
A Zo dobrze postąpiła, bardzo wręcz.
Niech tylko ten Adam jej nie skrzywdzi...
Czekam na kolejny! ooo jeah!
Aszysza.;*