poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 016



Następnego dnia, gdy tylko się przebudziłem, pomyślałem o Zoey. Na samą myśl o niej, na moje usta wstąpił uśmiech. Musiałem jej powiedzieć co czuję. Musiałem przerwać tą chorą grę. Musiałem skończyć z Alice. Najgorsze jest to, że musiałem powiedzieć o wszystkim Peterowi. W końcu to mój kumpel. Wierzyłem, że mnie zrozumie, więc po skończonych zajęciach, na parkingu przed szkołą, stwierdziłem, że muszę z nim poważnie pogadać na pewien temat.
- Nie gadaj, że już załatwiłeś sprawę – zaśmiał się. Nie wiedziałem o co mu chodzi, więc spojrzałem na niego jak na totalnego kretyna – No wiesz, cnotka niejebana, albo teraz już raczej ani nie cnotka, ani nie niejebana – zaśmiał się głośniej, czego skutkiem był cios w policzek – Au! – syknął z bólu, a jego ręka automatycznie powędrowała w pulsujące miejsce – Co jest kurwa? – syknął.
- Powiedziałem ci już kiedyś, żebyś jej tak nie nazywał.
- Kurwa Adam, nie moja wina, że założyłeś się, by wydupić dupę tej małej kurewce, a teraz zgrywasz jakiegoś pojebanego rycerza w zbroi! Jebiesz każdą pannę, wyzywasz je na każdym kroku, a o najbardziej pojebanej lasce nie pozwalasz powiedzieć…
- Zamknij. Swój. Pierdolony. Kurwa. Ryj – każde słowo wymawiałem z takim jadem, że naprawdę mógłbym go zabić. W sumie, w tamtej chwili, chciałem to uczynić. Się mi, kurwa, kumpel trafił…
- Pierdol się – syknął i wsiadając do samochodu, odjechał.
*
Wróciłem do domu wkurwiony do tego stopnia, że już od drzwi wejściowych zacząłem trzaskać wszystkim i kopać we wszystko, w co tylko się dało. Chciałem pogadać z Peterem o Zo, chciałem mu jakoś wyjaśnić, że pomimo usilnych prób po prostu się zakochałem. Ale jak kurwa miałem to zrobić, kiedy on nie chciał mnie wysłuchać?! Może za dużo sobie myślałem, może on nie potrafi słuchać, doradzać, może nie jest moim przyjacielem…
- Kurwa! – krzyknąłem, po czym uderzyłem w szafę znajdującą się w salonie. Na moje nieszczęście trafiłem w szybę, co skutkowało tym, że rozleciała się ona na miliard kawałeczków, jednocześnie tnąc moją prawą rękę pomiędzy nadgarstkiem a łokciem – Kurwa! – krzyknąłem raz jeszcze, tym razem wyjąć z bólu.
- Adam? Adam! – usłyszałem głos mojego ojca. Pojawił się w salonie już po kilku sekundach, by po szybkim zapoznaniu się z sytuacją, podbiec do mnie – Co się stało? – spytał, chwytając moją rękę. Syknąłem z bólu, wyrywając ją z jego uścisku – Adam…
- Nic się kurwa nie stało – powiedziałem przez zęby, jako że ból był nie do opanowania.
- Dlaczego to zrobiłeś? – spytał łagodnie. Spojrzałem na niego, a ten się uśmiechnął. Nie był zły, nie gniewał się. Biła od niego… troska. Po raz pierwszy w życiu.
- Spierdoliłem – szepnąłem, po czym zacząłem łkać. Potrzebowałem jakiejkolwiek bliskości, więc pozwoliłem mu się objąć. Wpierw przyciągnął mnie lekko do siebie, lecz kiedy zauważył, że nie mam zamiaru mu się wyrywać, przybliżył się bardziej i mocno mnie przytulił – Spierdoliłem – dodałem, po czym zacząłem ryczeć jak małe dziecko.
- Cii, spokojnie. Powiedź co się stało – odsunął mnie od siebie, by spojrzeć w moje oczy – Powiedź.
- Spierdoliłem całe moje życie. A nawet… kurwa… nawet tobie spierdoliłem życie. Przepraszam, kurwa. Przepraszam, że żyję…
- Adam – przyciągnął mnie ponownie do siebie – Jesteś moim synem. Byłeś nim i zawsze będziesz. Nie spierdoliłeś mi życia. Jesteś moim szczęściem – powiedział, po czym ucałował mnie w głowę. To był najszczerszy gest jaki kiedykolwiek uczynił – To ja cię przepraszam – dodał po chwili. Usłyszałem, że i on zaczął łkać, więc mocniej się w niego wtuliłem. Przytulałem się do ojca, po dziewiętnastu latach życia, po roku nienawidzenia go, osądzania go o śmierć mamy, przytulałem ojca – Kocham cię – powiedział jeszcze, a ja poczułem się szczęśliwy.
*
Siedzieliśmy w salonie sącząc herbatę. To było doprawdy dziwne i magiczne zarazem. Siedziałem z człowiekiem, którego oskarżałem o każde zło na tym świecie, a jednocześnie, siedziałem z własnym ojcem. Po tylu latach, po tylu kłótniach… doszliśmy do porozumienia. Całą moją rękę, od nadgarstka po łokieć, miałem w bandażu. Szybka wizyta w szpitalu, wyciągnięcie kilku kawałków szkła, które wbiły się w rękę, rozpoznanie, że niektóre cięcia były na tyle głębokie, że zostaną blizny. Pewnie bym się doszczętnie załamał słysząc coś takiego jeszcze kilka dni wcześniej. Cóż, teraz też nie przyjąłem tej wiadomości z radością, po prostu miałem oparcie w ojcu. Nareszcie.
- Tato, zakochałem się – powiedziałem, spoglądając na kubek trzymany w ręce. Ojciec, odkąd usiedliśmy na kanapie, nie spuszczał ze mnie wzroku. Spoglądał na mnie z iskierkami szczęścia w oczach, z uśmiechem na twarzy.
- Cieszę się synku. Jaka ona jest? – spojrzałem na niego. Mimowolnie się uśmiechnąłem kiedy przed moimi oczami ukazała się jej twarz.
- Jest piękna – rzuciłem – Inna niż reszta dziewczyn. Prawdziwa.
- Uhm, pamiętam, że mówiłem dokładnie to samo, gdy poznałem twoją matkę. Adam, naprawdę ją kochałem, uwierz mi. Ja po prostu… tamtego dnia… to była chwila zapomnienia, której nigdy sobie nie wybaczyłem. Wmawiam sobie, że jej śmierć to nie moja wina. W końcu to nie ja ją potrąciłem, jednak… gdyby nie ja… nie wybiegłaby z domu… nie wpadłaby pod samochód… miałbyś matkę… Przepraszam – zaczął łkać. Odłożyłem kubek i zbliżając się do rodzica, szczelnie objąłem go ramionami. Ten wtulił się we mnie i dał upust emocjom. Nigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będę przytulał ojca.
- Tato…
- Uhm, tak? – spojrzał na mnie załzawionymi oczami.
- Skoro zdało nam się na szczerość… dlaczego chciałeś mnie usunąć? – musiałem mu zadać to pytanie. Męczyło mnie od dnia, w którym o tym usłyszałem.
- Byłem młody, Adamie. Mieliśmy zaledwie siedemnaście lat z mamą, gdy powiedziała mi o ciąży. Mój tata obiecał mi firmę, zapoznawał mnie z wszystkimi tajnikami. Wdrążyłem się w temat, chciałem się rozwijać, a kiedy Kathrin powiedziała, że jest w ciąży… Skakałem z radości jak małe dziecko, wierz mi – uśmiechnął się na wspomnienie tamtego dnia – Jednak moja radość skończyła się wraz z wyznaniem ojcu o ciąży. Powiedział, że mam wybór: albo dziecko, albo firma. Więc poprosiłem Kat o usunięcie. Zacięcie się broniła. Stwierdziłem, że w takim razie będzie musiała radzić sobie sama, ale… kochałem ją zbyt mocno. Was kochałem zbyt mocno. Wolałem być biedny z Wami niż mieć miliardy na koncie, ale nie mieć miłości. Tamtego dnia, gdy usłyszałeś o tym zdarzeniu… wkurzyłem się, po raz kolejny. Kat non stop wyrzucała mi, że ją zdradzam, więc w końcu to uczyniłem. Nie wiem dlaczego. Byłem głupi. Żałuję, że nie mogę jej przeprosić, powiedzieć jak bardzo ją kochałem… – salon ponownie wypełnił się łkaniem mego ojca.
- Spokojnie tato, ona wiedziała. Wiedziała, że ją kochasz – przytuliłem go kolejny raz.
- Nie popełnij moich błędów, synku. Jeśli kochasz, mów jej to codziennie. Nie popełnij moich błędów.
- Nie popełnię, tato.
______________________________

Musiałam ich pogodzić, nie było innego wyjścia. Nie chciałam już patrzeć jak się kłócą. Poza tym... Adam zasługuje na szczęście, prawda? Z każdej strony, więc musiał dojść do porozumienia z ojcem. Wierzę, że jesteście tego samego zdania. :)
Ee, jak na razie nigdzie nie wyjeżdżam, więc rozdziały postaram się dodawać jakoś częściej, ale nic nie obiecuję - fakt, że mam wakacje nie oznacza przecież, że siedzę przed komputerem i piszę rozdziały. ;P
PS: Fragmencik kolejnego rozdziału dodam wieczorem. :)

2 komentarze:

  1. Dzisiaj co prawda udało mi się nie ryczeć jak małe dziecko (mimo tej brzydkiej pogody, a może dlatego, że nie czytałam tego wczesnym rankiem)
    Lecz miałam łzy w oczach.
    Wreszcie Adam może cieszyć się miłością rodzicielską ze strony ojca, mam nadzieje że będzie mu łatwiej
    I jeszcze do tego nie będzie popełniał jego błędów...
    Co prawda tak samo jak ojciec będzie miał dziecko w młodym wieku, ale przecież dla jego ojca jak sam powiedział było to szczęście dla niego też pewnie będzie, mam nadzieje.
    Rozdział troszkę krótki ;(
    Ale ja jak to ja zawsze nie będę nasycona ta piękną historią...
    Mam nadzieję że w przyszłym rozdziale Adam wyzna Zo prawdę, ale... z Tobą nic nigdy nie wiadomo, za to właśnie kocham Twój blog
    Życzę weny
    I czekam na następny
    To zrozumiałe że nie siedzisz ciągle przed komputerem
    Pozdrawiam
    Anonim ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. To dobrze, że nie płakałaś, bo moim celem nie było wywołanie łez. Po prostu chciałam, by Adam choć raz poczuł, że ma ojca. :)
    Kurcze, zżyłam się z tym chłopakiem. Jest dla mnie jakby realną postacią, to niesamowite. ;D
    A tak w ogóle... kto powiedział, że on zostanie ojcem w młodym wieku? Toć w prologu jest podany tylko wiek Rosie, nie Adama. ;>
    Wiem, że krótki, ale nie mogłam pisać dalej, bo dalsza akcja jest niezwiązana z ojcem. ^^
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń