Następnego dnia, gdy tylko się
przebudziłem, pomyślałem o Zoey. Na samą myśl o niej, na moje usta wstąpił
uśmiech. Musiałem jej powiedzieć co czuję. Musiałem przerwać tą chorą grę. Musiałem
skończyć z Alice. Najgorsze jest to, że musiałem powiedzieć o wszystkim
Peterowi. W końcu to mój kumpel. Wierzyłem, że mnie zrozumie, więc po
skończonych zajęciach, na parkingu przed szkołą, stwierdziłem, że muszę z nim
poważnie pogadać na pewien temat.
- Nie gadaj, że już załatwiłeś
sprawę – zaśmiał się. Nie wiedziałem o co mu chodzi, więc spojrzałem na niego
jak na totalnego kretyna – No wiesz, cnotka niejebana, albo teraz już raczej
ani nie cnotka, ani nie niejebana – zaśmiał się głośniej, czego skutkiem był
cios w policzek – Au! – syknął z bólu, a jego ręka automatycznie powędrowała w
pulsujące miejsce – Co jest kurwa? – syknął.
- Powiedziałem ci już kiedyś,
żebyś jej tak nie nazywał.
- Kurwa Adam, nie moja wina,
że założyłeś się, by wydupić dupę tej małej kurewce, a teraz zgrywasz jakiegoś
pojebanego rycerza w zbroi! Jebiesz każdą pannę, wyzywasz je na każdym kroku, a o najbardziej pojebanej lasce nie pozwalasz powiedzieć…
- Zamknij. Swój. Pierdolony.
Kurwa. Ryj – każde słowo wymawiałem z takim jadem, że naprawdę mógłbym go
zabić. W sumie, w tamtej chwili, chciałem to uczynić. Się mi, kurwa, kumpel
trafił…
- Pierdol się – syknął i
wsiadając do samochodu, odjechał.
*
Wróciłem do domu wkurwiony do
tego stopnia, że już od drzwi wejściowych zacząłem trzaskać wszystkim i kopać
we wszystko, w co tylko się dało. Chciałem pogadać z Peterem o Zo, chciałem mu
jakoś wyjaśnić, że pomimo usilnych prób po prostu się zakochałem. Ale jak kurwa
miałem to zrobić, kiedy on nie chciał mnie wysłuchać?! Może za dużo sobie
myślałem, może on nie potrafi słuchać, doradzać, może nie jest moim
przyjacielem…
- Kurwa! – krzyknąłem, po czym
uderzyłem w szafę znajdującą się w salonie. Na moje nieszczęście trafiłem w
szybę, co skutkowało tym, że rozleciała się ona na miliard kawałeczków,
jednocześnie tnąc moją prawą rękę pomiędzy nadgarstkiem a łokciem – Kurwa! –
krzyknąłem raz jeszcze, tym razem wyjąć z bólu.
- Adam? Adam! – usłyszałem
głos mojego ojca. Pojawił się w salonie już po kilku sekundach, by po szybkim
zapoznaniu się z sytuacją, podbiec do mnie – Co się stało? – spytał, chwytając
moją rękę. Syknąłem z bólu, wyrywając ją z jego uścisku – Adam…
- Nic się kurwa nie stało –
powiedziałem przez zęby, jako że ból był nie do opanowania.
- Dlaczego to zrobiłeś? –
spytał łagodnie. Spojrzałem na niego, a ten się uśmiechnął. Nie był zły, nie
gniewał się. Biła od niego… troska. Po raz pierwszy w życiu.
- Spierdoliłem – szepnąłem, po
czym zacząłem łkać. Potrzebowałem jakiejkolwiek bliskości, więc pozwoliłem mu
się objąć. Wpierw przyciągnął mnie lekko do siebie, lecz kiedy zauważył, że nie
mam zamiaru mu się wyrywać, przybliżył się bardziej i mocno mnie przytulił –
Spierdoliłem – dodałem, po czym zacząłem ryczeć jak małe dziecko.
- Cii, spokojnie. Powiedź co
się stało – odsunął mnie od siebie, by spojrzeć w moje oczy – Powiedź.
- Spierdoliłem całe moje
życie. A nawet… kurwa… nawet tobie spierdoliłem życie. Przepraszam, kurwa.
Przepraszam, że żyję…
- Adam – przyciągnął mnie
ponownie do siebie – Jesteś moim synem. Byłeś nim i zawsze będziesz. Nie
spierdoliłeś mi życia. Jesteś moim szczęściem – powiedział, po czym ucałował
mnie w głowę. To był najszczerszy gest jaki kiedykolwiek uczynił – To ja cię
przepraszam – dodał po chwili. Usłyszałem, że i on zaczął łkać, więc mocniej się w niego wtuliłem. Przytulałem się do ojca,
po dziewiętnastu latach życia, po roku nienawidzenia go, osądzania go o śmierć
mamy, przytulałem ojca – Kocham cię – powiedział jeszcze, a ja poczułem się
szczęśliwy.
*
Siedzieliśmy w salonie sącząc
herbatę. To było doprawdy dziwne i magiczne zarazem. Siedziałem z człowiekiem, którego oskarżałem o każde zło na tym świecie, a jednocześnie,
siedziałem z własnym ojcem. Po tylu latach, po tylu kłótniach… doszliśmy do
porozumienia. Całą moją rękę, od nadgarstka po łokieć, miałem w bandażu. Szybka
wizyta w szpitalu, wyciągnięcie kilku kawałków szkła, które wbiły się w rękę,
rozpoznanie, że niektóre cięcia były na tyle głębokie, że zostaną blizny.
Pewnie bym się doszczętnie załamał słysząc coś takiego jeszcze kilka dni
wcześniej. Cóż, teraz też nie przyjąłem tej wiadomości z radością, po prostu
miałem oparcie w ojcu. Nareszcie.
- Tato, zakochałem się –
powiedziałem, spoglądając na kubek trzymany w ręce. Ojciec, odkąd usiedliśmy na
kanapie, nie spuszczał ze mnie wzroku. Spoglądał na mnie z iskierkami szczęścia
w oczach, z uśmiechem na twarzy.
- Cieszę się synku. Jaka ona
jest? – spojrzałem na niego. Mimowolnie się uśmiechnąłem kiedy przed moimi
oczami ukazała się jej twarz.
- Jest piękna – rzuciłem – Inna
niż reszta dziewczyn. Prawdziwa.
- Uhm, pamiętam, że mówiłem
dokładnie to samo, gdy poznałem twoją matkę. Adam, naprawdę ją kochałem, uwierz
mi. Ja po prostu… tamtego dnia… to była chwila zapomnienia, której nigdy sobie
nie wybaczyłem. Wmawiam sobie, że jej śmierć to nie moja wina. W końcu to nie
ja ją potrąciłem, jednak… gdyby nie ja… nie wybiegłaby z domu… nie wpadłaby pod
samochód… miałbyś matkę… Przepraszam – zaczął łkać. Odłożyłem kubek i zbliżając
się do rodzica, szczelnie objąłem go ramionami. Ten wtulił się we mnie i dał
upust emocjom. Nigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będę przytulał ojca.
- Tato…
- Uhm, tak? – spojrzał na mnie
załzawionymi oczami.
- Skoro zdało nam się na
szczerość… dlaczego chciałeś mnie usunąć? – musiałem mu zadać to pytanie. Męczyło
mnie od dnia, w którym o tym usłyszałem.
- Byłem młody, Adamie. Mieliśmy
zaledwie siedemnaście lat z mamą, gdy powiedziała mi o ciąży. Mój tata obiecał
mi firmę, zapoznawał mnie z wszystkimi tajnikami. Wdrążyłem się w temat,
chciałem się rozwijać, a kiedy Kathrin powiedziała, że jest w ciąży… Skakałem z
radości jak małe dziecko, wierz mi – uśmiechnął się na wspomnienie tamtego dnia
– Jednak moja radość skończyła się wraz z wyznaniem ojcu o ciąży. Powiedział, że mam wybór: albo dziecko, albo firma. Więc
poprosiłem Kat o usunięcie. Zacięcie się broniła. Stwierdziłem, że w takim
razie będzie musiała radzić sobie sama, ale… kochałem ją zbyt mocno. Was kochałem
zbyt mocno. Wolałem być biedny z Wami niż mieć miliardy na koncie, ale nie mieć
miłości. Tamtego dnia, gdy usłyszałeś o tym zdarzeniu… wkurzyłem się, po raz
kolejny. Kat non stop wyrzucała mi, że ją zdradzam, więc w końcu to uczyniłem. Nie
wiem dlaczego. Byłem głupi. Żałuję, że nie mogę jej przeprosić, powiedzieć jak
bardzo ją kochałem… – salon ponownie wypełnił się łkaniem mego ojca.
- Spokojnie tato, ona
wiedziała. Wiedziała, że ją kochasz – przytuliłem go kolejny raz.
- Nie popełnij moich błędów,
synku. Jeśli kochasz, mów jej to codziennie. Nie popełnij moich błędów.
- Nie popełnię, tato.
______________________________
Musiałam ich pogodzić, nie było innego wyjścia. Nie chciałam już patrzeć jak się kłócą. Poza tym... Adam zasługuje na szczęście, prawda? Z każdej strony, więc musiał dojść do porozumienia z ojcem. Wierzę, że jesteście tego samego zdania. :)
Ee, jak na razie nigdzie nie wyjeżdżam, więc rozdziały postaram się dodawać jakoś częściej, ale nic nie obiecuję - fakt, że mam wakacje nie oznacza przecież, że siedzę przed komputerem i piszę rozdziały. ;P
PS: Fragmencik kolejnego rozdziału dodam wieczorem. :)
Dzisiaj co prawda udało mi się nie ryczeć jak małe dziecko (mimo tej brzydkiej pogody, a może dlatego, że nie czytałam tego wczesnym rankiem)
OdpowiedzUsuńLecz miałam łzy w oczach.
Wreszcie Adam może cieszyć się miłością rodzicielską ze strony ojca, mam nadzieje że będzie mu łatwiej
I jeszcze do tego nie będzie popełniał jego błędów...
Co prawda tak samo jak ojciec będzie miał dziecko w młodym wieku, ale przecież dla jego ojca jak sam powiedział było to szczęście dla niego też pewnie będzie, mam nadzieje.
Rozdział troszkę krótki ;(
Ale ja jak to ja zawsze nie będę nasycona ta piękną historią...
Mam nadzieję że w przyszłym rozdziale Adam wyzna Zo prawdę, ale... z Tobą nic nigdy nie wiadomo, za to właśnie kocham Twój blog
Życzę weny
I czekam na następny
To zrozumiałe że nie siedzisz ciągle przed komputerem
Pozdrawiam
Anonim ;*
To dobrze, że nie płakałaś, bo moim celem nie było wywołanie łez. Po prostu chciałam, by Adam choć raz poczuł, że ma ojca. :)
OdpowiedzUsuńKurcze, zżyłam się z tym chłopakiem. Jest dla mnie jakby realną postacią, to niesamowite. ;D
A tak w ogóle... kto powiedział, że on zostanie ojcem w młodym wieku? Toć w prologu jest podany tylko wiek Rosie, nie Adama. ;>
Wiem, że krótki, ale nie mogłam pisać dalej, bo dalsza akcja jest niezwiązana z ojcem. ^^
Pozdrawiam! :*