-
Zo, czemu płaczesz? – dlaczego to banalne pytanie zawsze powoduje, że
dziewczyna zaczyna ryczeć jeszcze bardziej?! Ja pierdolę, nigdy ich nie ogarnę.
-
Wyjeżdżam – w pierwszym momencie myślałem, że żartuje. Naprawdę miałem ochotę
wybuchnąć śmiechem. Ale ona wciąż płakała, co było równoznaczne z faktem, że
nie żartuje.
-
Wyjeżdżasz? Ale dokąd? Dlaczego? – tyle pytań nasuwało mi się na język, że
wręcz nie byłem w stanie wypowiedzieć wszystkich na głos. Głowa pulsowała mi od tego jednego
słówka. Wyjeżdżam. Jakby ktoś
trzasnął mnie w łeb „tulipanem” (wiecie, rozbita butelka, te sprawy) – Zoey? –
pierwszy raz, w jej obecności, mój głos zaczął się łamać. Nie mogłem pozwolić
sobie na płacz. Nie, kiedy ona płakała. Kurwa, jak ja nienawidzę patrzeć na jej
smutną twarzyczkę.
-
Mam wyjechać do Kanady. Znalazła się rodzina, która chciałaby mnie przygarnąć
do siebie. Chcą, bym zamieszkała z nimi przez jakiś czas w celu sprawdzenia czy
się dogadamy. Ale Adam… ja nie chcę wyjeżdżać – to powiedziawszy ponownie
zaniosła się płaczem. Nie mogłem dłużej patrzeć na jej łzy. Przygarnąłem ją do
siebie, mocno przytuliłem. Ona, jak zwykle, chwyciła moją koszulkę i wtuliła
się w mój tors – Nie chcę wyjeżdżać – dodała jeszcze pochlipując.
-
Na ile Zo? Na ile masz tam jechać? – sądziłem już, że nie opanuję bicia mojego
serca… że zaraz naprawdę wyrwie się z klatki piersiowej, tym samym odbierając
mi życie. W sumie byłbym mu za to wdzięczny. Co to za życie bez Zoey? Kurwa, w
końcu dotarło do mnie co naprawdę czuję. W końcu, kurwa, mógłbym być
szczęśliwy. Szczęśliwy z kobietą, którą kocham. Kocham ją, kurwa jego jebana
mać! Czemu teraz?! Kurwa!
-
Mówili coś o roku… – szepnęła. Zaczęła się trząść, więc starałem się mocniej i
szczelniej przygarnąć ją do siebie.
-
Rok.. ja pierdolę…
-
Adam – odsunęła się ode mnie na tyle, by móc spojrzeć mi w oczy. Uśmiechnęła
się przez łzy, nie potrafiłem nie odwzajemnić tego gestu – Kocham cię, zawsze
będę – powiedziała tak stanowczo, pewnie siebie.
-
Ja też cię kocham Zoey. Zawsze, wszędzie. Gdziekolwiek będziesz, moje serce
zawsze będzie należeć do ciebie. Pokazałaś mi czym jest prawdziwa miłość. Ty i
Emily. Jesteście kobietami mojego życia. Nigdy nie przestanę was kochać.
-
Nasza miłość Adam – oparła swe czoło o moje. Szeptała – Nasza miłość jest jak
wiatr: nie widzisz jej, ale ją czujesz*. I tak już pozostanie – to
powiedziawszy, zarzuciła mi ręce na szyję i mocno wtuliła się w zagłębienie pod obojczykiem. Przycisnąłem ją lekko do siebie, ucałowałem jej
głowę. Byłem szczęśliwy trzymając ją w ramionach. W duszy jednak… moja dusza
zniknęła. Połączyła się już z duszą tej blondynki; nie chciała jej zostawić.
-
Nie Zoey, tak nie będzie. Będę tu na ciebie czekał. A tymczasem… gdziekolwiek
pójdziesz, cokolwiek zrobisz… ja zawsze będę za tobą – szepnąłem raz jeszcze w
jej ucho i kolejny raz przywarłem do jej ciała.
*
Siedzieliśmy
długie godziny razem. W końcu mogłem upajać się jej obecnością, jej zapachem,
po prostu całą nią. Najgorsze było to, że już w środę miała wyjechać. W środę,
kurwa! Mamy dla siebie dwa dni. Całe dwa pierdolone dni! Właściwie pozostają
nam tylko wieczory, jako że do południa czeka nas szkoła. Wciąż nie docierało
do mnie, że wyjeżdża aż do Kanady. Nie będę mógł jej nawet odwiedzić. Gdzie
Anglia, a gdzie Kanada, kurwa?! Wiedziałem, że życie jest popierdolone.
Wiedziałem nawet, że miłość jest popierdolona. Ale naprawdę musi być tak
trudno? Czy ja naprawdę nie mogę być szczęśliwy? Krąży nade mną jakieś
pierdolone fatum? Urodziłem się pod jebaną, czarną gwiazdą? A może stłukłem
lustro, gdy byłem mały? Chuj, klątwa lustra trwa siedem lat, to odpada; nie
pamiętam, bym siedem lat temu rozdupił lustro. Ale chwila… szyba się liczy? Bo
jeśli tak… kurwa! Jeszcze mam bandaż na ręce, co nie? A właśnie… Zo się pytała
co się stało, kiedy tylko przestała płakać. Mały wypadek przy pracy – jakby nie
było, nie okłamałem jej. A wracając do pecha… pierdolona szyba!
-
Adam?
-
Hm? – spojrzałem na nią, a ona wciąż spoglądała w punkt na rzece. Ciekawe co
tam wypatrzyła…?
-
A co jeśli… jeśli… no wiesz…
-
Jeśli postanowią cię adoptować? – skończyłem za nią. Spojrzała na mnie ze
strachem w oczach. Leciutko kiwnęła głową pokazując, że to właśnie miała na
myśli – Będzie mnie czekała przeprowadzka do Kanady – uśmiechnąłem się. To było
dla mnie takie oczywiste.
-
Naprawdę?
-
Zoey, w końcu zrozumiałem jaki skarb miałem na wyciągnięcie ręki przez cały ten
czas. W końcu dotarło do mnie, że jesteś moim przeznaczeniem, w które nie
wierzyłem. Nie pozwolę, by to się skończyło. Rozumiesz mnie? Nie pozwolę ci
opuścić mojego życia.
-
Jesteś wariatem – zaśmiała się – Wariatem! – zawołała – Ale to jeden z powodów,
przez które cię kocham – dodała ciszej obejmując dłońmi moją szyję i opierając
swoje czoło o moje.
-
Jeden z powodów mówisz? To dlaczego mnie jeszcze kochasz?
-
Adam, kocham cię za to jaki jesteś, po prostu. Ludzi się nie kocha za coś,
kocha się i już.
-
Ja między innymi kocham cię za te sentencje. Pokazałaś mi, że w życiu liczą się
inne rzeczy niż popularność. Pokazałaś mi miłość. Dziękuję – ucałowałem jej
czoło. Zarumieniła się; to było piękne. Przytuliłem ją. Mocno – Let me be your hero
– zanuciłem. Odsunęła się, by spojrzeć mi w oczy. Uśmiechnąłem się. Ona też. Kocham
ten uśmiech. Nie mogłem się powstrzymać. Śpiewałem. [KLIK].
*
Czas
płynął nieubłagalnie szybko. Gdybym tylko mógł go zatrzymać… Naprawdę wiele bym
dał, by go zatrzymać. W końcu mogłem trzymać ją w ramionach, obdarowywać
pocałunkami. Pomimo że nie doszło do naszego pierwszego pocałunku czułem, że to
nie jest nam koniecznie potrzebne. Niewątpliwie chciałem tego, więc nie wiem
jakim cudem udało mi się przetrwać ten dzień bez pocałowania jej… Może to
dlatego, że przez większość czasu Zoey wtulała się w mój tors, więc nie było
sposobności, by ją pocałować. A może po prostu pierdolę głupoty i tak naprawdę
nie miałem jaj, by to uczynić… Tak, myślę, że zdecydowanie 1:0 dla wersji numer
dwa, czyli: nie mam jaj. Zabawne, nieprawdaż? Największy kasanowa jakiego
Ziemia chowała i nie potrafi pocałować dziewczyny. Tyle, że ta dziewczyna to do
zwykłych nie należy. Jest wyjątkowa, inna, jedyna. Jest moja. I jest na tyle
piękna, że przy niej nie wiem co się dzieje. Świat kręci się w drugą stronę,
wszystko obraca się o 180o. Bez pierdolenia: zakochałem się. Wiem,
powtarzam to ostatnio dość często, ale… zakochałem się, no! Wpadłem jak śliwka
w kompot! Zajebiste uczucie! Z-A-J-E-B-I-S-T-E!
-
Adam?
-
Hm? – wyrwała mnie z mojej zadumy. A miałem takie przemyślenia, że nie jeden
mógłby pozazdrościć.
-
Co z Alice? – jakbym dostał od niej w pysk, serio. Spodziewałbym się każdego
pytania z jej strony, każdego. Ale o Alice? Serio?
-
Co ma być?
-
No wy…
-
Zerwę z nią.
-
Adam – szybko podniosła się z zajmowanego dotychczas miejsca, czyli z mojego
torsu i uważnie spojrzała w moje oczy – To bez sensu.
-
Co jest bez sensu?
-
Wyjeżdżam.
-
Zo, było tak miło. Naprawdę musisz mi przypominać, że za trzy dni znikniesz mi
z oczu na rok?
-
Wyjeżdżam Adam. Nie będzie mnie tutaj. Może nawet nie wrócę…
-
Nie mów tak.
-
Ale tak właśnie może być. Nie zrywaj z Alice…
-
Słucham?
-
Nie zrywaj z rudą. To nie ma żadnego sensu. Kocham cię, wiesz o tym. Ale… ja
mogę nie wrócić, Adamie.
-
Kurwa, przestań pierdolić o tym, że nie wrócisz! – nie mogłem się powstrzymać. To
mnie przerosło.
-
Adam…
-
Zo, przestań! Nie chcę być z Alice, chcę być z tobą!
-
Też tego chcę, ale…
-
Ale kurwa co? Wrócisz… – nie odpowiedziała. Spuściła głowę, smutna – Przepraszam.
-
Nie masz za co.
-
Przepraszam, niepotrzebnie się uniosłem. Ale Zoey – chwyciłem jej podbródek, by
na mnie spojrzała – Kocham ciebie i tylko ciebie. Nie chcę cię stracić. Nie zniósłbym
tego – szepnąłem, po czym, spoglądając jej w oczy, zacząłem zmniejszać
odległość dzielącą nasze usta. Tak bardzo tego pragnąłem.
-
Odwieź mnie. Nie chcę tego – szepnęła… w moje usta. Dzieliło nas, dosłownie,
pięć centymetrów. Byłem w szoku. Znów to samo. Który to już raz? Czy ona
właśnie dała mi kosza? Bawi się moimi uczuciami? Co jest kurwa grane?!
-
Nie chcesz?
-
Chcę wracać.
-
Jak sobie, kurwa, księżniczka życzy – powiedziałem już lekko wkurwiony. Podniosłem
się z trawy i lekko otrzepałem spodnie. W międzyczasie Zoey również wstała.
-
Adam, ja…
-
Rozumiem. Chodź do samochodu, odwiozę cię – wymusiłem uśmiech. Pierwszy raz w
jej obecności.
-
Nie gniewaj…
-
Ja się nie gniewam. Chcę cię kurwa
odwieźć do tego jebanego domu – warknąłem. Nie powiedziała nic więcej, ruszyła
przodem. Kolejny raz miałem ochotę coś rozjebać. Może tym razem porozcinam
sobie drugą rękę? Albo troszkę ją połamię, hm?
*
-
Adam, przepraszam – szepnęła, kiedy już staliśmy pod domem dziecka. Całą drogę
nie odzywaliśmy się do siebie. To była dla mnie katorga, ale bałem się, że
jeśli się odezwę, to jeszcze podniosę głos, a tego nie chciałem.
-
Nie masz za co, naprawdę.
-
Adam…
-
Słuchaj – zaśmiałem się. Umilkła i oboje wsłuchiwaliśmy się w słowa piosenki. Nie
wiem kto to śpiewał, ale słowa mówiły same za siebie. [KLIK].
-
Let me kiss you – szepnęła. Spojrzałem na nią. Była taka piękna. Zaśmiałem się,
prosto w twarz. Perfidne, wiem.
-
To ty nie pozwalasz się pocałować – zaśmiałem się jeszcze głośniej. Gdybyście tylko
widzieli wtedy jej minę, hahaha. Zapewne gdyby miała przy sobie coś ostrego, to
wbiłaby mi to w łeb.
-
Zamknij się i całuj – usłyszałem tylko, a potem w przeciągu dwóch-trzech sekund
poczułem jej dłonie na mojej koszulce przyciągające mnie bliżej, a także jej
usta na moich. Moje ręce, kiedy już oczywiście doszło do mnie co się dzieje,
powędrowały na jej plecy, które zmacałem chyba w każdym miejscu. To był
najbardziej szalony pocałunek jaki w życiu przeżyłem. Jednocześnie był on
najpiękniejszy, bo z osobą, którą kocham – Do jutra. Dobranoc… kochanie –
szepnęła jeszcze, złożyła buziaka na moich rozgorączkowanych ustach i, już na
mnie nie spoglądając, zniknęła za drzwiami domu dziecka. Wróciłem do domu
rozpromieniony i szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu. Ległem na łóżku
stwierdzając, że przyda mi się trochę muzyki, choć nie wiem po co. Jednak włączyłem
radio i tak szybko jak go włączyłem, tak szybko buchnąłem śmiechem.
-
To się nazywa wyczucie czasu. To po prostu przeznaczenie – powiedziałem już sam
do siebie wsłuchując się w słowa piosenki. [KLIK].
______________________________
* - tekst autorstwa Nicholasa Sparksa, mistrza w swoim fachu. :)
Trochę piosenek mi się uzbierało, nie? Ale wierzcie mi (lub nie) - pisząc fragmenty, w których umieszczone są dane piosenki, one akurat leciały w moim Winampie. Przeznaczenie? :P
Rozdział chyba najdłuższy jak do tej pory. Taka mała rekompensata za poprzedni. Tym razem pocałunek nie był planowany. Kurcze, ja przecież nic w tej historii nie planuję, nieważne. Mam zajebiście dobry humor. Szkoda, że moja miłość nie jest tak piękna jak Adama... xD Dobra, zanudzam i piszę nie na temat. Kocham! :*
Po pierwsze ;ooooooooooooooooooo
OdpowiedzUsuńPo drugie: O Boooże!!!!!!!
Po trzecie: O żesz w mordę!!!!!!!
Po czwarte: Oooo noooooł!!!!!
Po piąte: Adaaaaaaaaaaaaaaaaam <3
Po szóste: Biedna Zo. ;c
Po siódme: Rozpływam się...
Po ósme: On dla niej śpiewał!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Po dziewiąte: Zabije Cię jeśli ona wyjedzie!!!!!!!!!!!! :D
Po dziesiąte: Przepraszam, że nie komentowałam ale byłam na wsi gdzie niestety nie miałam internetu, mam nadzieję, że się nie gniewasz. ;*
No i najważniejsze: Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Za to że: piszesz tak bosko, pięknie, że dosłownie się rozpływam.
Za: Adama. <3
Za: Kochaną Zo. <3
Za to, że w czasie mojej nieobecności dodałaś 3 rozdziały. <3
Normalnie Cię Kocham! <3
Aszysza ;*
Ej, ej, ja chcę żyć! Jestem jeszcze taka młoda! :P
UsuńNie gniewam się, nie mogłabym. Mam nadzieję, że pobyt na wsi udany. ;*
Ja Ci dziękuję, że ze mną jesteś, że mnie wspierasz, że komentujesz. Dziękuję! :*
Ooo dziś nie jestem pierwsza;(
OdpowiedzUsuńAAaaaaaaaaaaa moja głowa się rozsadza!!!
Nie dość, że kocham Twoje opowiadanie, Adama, Zo i wszystko tutaj to musiałaś użyć chwytu poniżej pasa,co?!?!
Po prostu musiałaś, bo nie byłabyś sobą!!!
"Nasza miłość jest jak wiatr: nie widzisz jej, ale ją czujesz"
Grrr w moim krótkim 15letnim życiu ten film był moim pierwszym na którym się rozpłakałam!!!
Zaczęłam czytać "Nasza milość..." i już wiedziałam co będzie dalej...
Aaaaa!!!!!!!!
To najpiękniejsze co mogłaś zrobić!!!
Nooo po tym zdaniu to już się całkowicie rozpłynęłam.
Połączenie najwspanialszego opowiadania i filmu najlepszego w dziejach ludzkości!!!
I jeszcze do tego Zo i jej śmiałość normalnie masakra
Cudownie, że wstawiłaś piosenki takie w pore hehh
I to pewni, że to przeznaczenie!!!
Wiesz co? Mam taka propozycję!
Weź daj to opowiadanie jakiemuś reżyserowi, film byłby idealny!
Ale Adam jest kochany, a Zo wyjątkowa, skoro rozkochała w sobie takiego łobuza <3
Kocham <3
A co do kolejnego, po przeczytaniu fragmentu mam mętlik w głowie, totalny. Na początku myślałam, że to o Alice, ale kawałek, że powinna wyjechać... No nie wiem, nie wiem...
Dziewczyno! Teraz po nocach nie będę mogła spać!!!
Zaraz zaraz kiedy to jest 21... mała wycieczka do kalendarza... tak w niedziele! To cały weekend bez snu...
Pisz szybko kochana!
I miej taki humor zawsze
I oczywiście pokłady weny, no ale przy takiej artystce pisarce jak Ty to chyba wena nie opuszcza
Aaa no nie wyrobie
Paaa
~Anonim
Kocham <3
Ps. Jesteś Directioner?
Mało ważne czy jesteś pierwsza czy też nie. Wiedziałam, że komentarz od Ciebie się pojawi, to jest najlepsze! :*
UsuńPoważnie?! Ja również po raz pierwszy rozpłakałam się właśnie oglądając "Szkołę uczuć". Chwyt poniżej pasa mówisz? Po prostu kocham Sparksa. :)
Reżyser? Film? Hahaha, proszę Cię - to by nie wyszło.
O kolejnym rozdziale nie powiem ani słowa. :P
Z weną jest różnie. Ostatnio na szczęście nie mam problemu. :)
PS: Directioner? Kocham piosenki 1D i Malika. Nie, nie jestem Directionerką. ;)