czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 018



- Zo, czemu płaczesz? – dlaczego to banalne pytanie zawsze powoduje, że dziewczyna zaczyna ryczeć jeszcze bardziej?! Ja pierdolę, nigdy ich nie ogarnę.
- Wyjeżdżam – w pierwszym momencie myślałem, że żartuje. Naprawdę miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Ale ona wciąż płakała, co było równoznaczne z faktem, że nie żartuje.
- Wyjeżdżasz? Ale dokąd? Dlaczego? – tyle pytań nasuwało mi się na język, że wręcz nie byłem w stanie wypowiedzieć wszystkich na głos. Głowa pulsowała mi od tego jednego słówka. Wyjeżdżam. Jakby ktoś trzasnął mnie w łeb „tulipanem” (wiecie, rozbita butelka, te sprawy) – Zoey? – pierwszy raz, w jej obecności, mój głos zaczął się łamać. Nie mogłem pozwolić sobie na płacz. Nie, kiedy ona płakała. Kurwa, jak ja nienawidzę patrzeć na jej smutną twarzyczkę.
- Mam wyjechać do Kanady. Znalazła się rodzina, która chciałaby mnie przygarnąć do siebie. Chcą, bym zamieszkała z nimi przez jakiś czas w celu sprawdzenia czy się dogadamy. Ale Adam… ja nie chcę wyjeżdżać – to powiedziawszy ponownie zaniosła się płaczem. Nie mogłem dłużej patrzeć na jej łzy. Przygarnąłem ją do siebie, mocno przytuliłem. Ona, jak zwykle, chwyciła moją koszulkę i wtuliła się w mój tors – Nie chcę wyjeżdżać – dodała jeszcze pochlipując.
- Na ile Zo? Na ile masz tam jechać? – sądziłem już, że nie opanuję bicia mojego serca… że zaraz naprawdę wyrwie się z klatki piersiowej, tym samym odbierając mi życie. W sumie byłbym mu za to wdzięczny. Co to za życie bez Zoey? Kurwa, w końcu dotarło do mnie co naprawdę czuję. W końcu, kurwa, mógłbym być szczęśliwy. Szczęśliwy z kobietą, którą kocham. Kocham ją, kurwa jego jebana mać! Czemu teraz?! Kurwa!
- Mówili coś o roku… – szepnęła. Zaczęła się trząść, więc starałem się mocniej i szczelniej przygarnąć ją do siebie.
- Rok.. ja pierdolę…
- Adam – odsunęła się ode mnie na tyle, by móc spojrzeć mi w oczy. Uśmiechnęła się przez łzy, nie potrafiłem nie odwzajemnić tego gestu – Kocham cię, zawsze będę – powiedziała tak stanowczo, pewnie siebie.
- Ja też cię kocham Zoey. Zawsze, wszędzie. Gdziekolwiek będziesz, moje serce zawsze będzie należeć do ciebie. Pokazałaś mi czym jest prawdziwa miłość. Ty i Emily. Jesteście kobietami mojego życia. Nigdy nie przestanę was kochać.
- Nasza miłość Adam – oparła swe czoło o moje. Szeptała – Nasza miłość jest jak wiatr: nie widzisz jej, ale ją czujesz*. I tak już pozostanie – to powiedziawszy, zarzuciła mi ręce na szyję i mocno wtuliła się w zagłębienie pod obojczykiem. Przycisnąłem ją lekko do siebie, ucałowałem jej głowę. Byłem szczęśliwy trzymając ją w ramionach. W duszy jednak… moja dusza zniknęła. Połączyła się już z duszą tej blondynki; nie chciała jej zostawić.
- Nie Zoey, tak nie będzie. Będę tu na ciebie czekał. A tymczasem… gdziekolwiek pójdziesz, cokolwiek zrobisz… ja zawsze będę za tobą – szepnąłem raz jeszcze w jej ucho i kolejny raz przywarłem do jej ciała.
*
Siedzieliśmy długie godziny razem. W końcu mogłem upajać się jej obecnością, jej zapachem, po prostu całą nią. Najgorsze było to, że już w środę miała wyjechać. W środę, kurwa! Mamy dla siebie dwa dni. Całe dwa pierdolone dni! Właściwie pozostają nam tylko wieczory, jako że do południa czeka nas szkoła. Wciąż nie docierało do mnie, że wyjeżdża aż do Kanady. Nie będę mógł jej nawet odwiedzić. Gdzie Anglia, a gdzie Kanada, kurwa?! Wiedziałem, że życie jest popierdolone. Wiedziałem nawet, że miłość jest popierdolona. Ale naprawdę musi być tak trudno? Czy ja naprawdę nie mogę być szczęśliwy? Krąży nade mną jakieś pierdolone fatum? Urodziłem się pod jebaną, czarną gwiazdą? A może stłukłem lustro, gdy byłem mały? Chuj, klątwa lustra trwa siedem lat, to odpada; nie pamiętam, bym siedem lat temu rozdupił lustro. Ale chwila… szyba się liczy? Bo jeśli tak… kurwa! Jeszcze mam bandaż na ręce, co nie? A właśnie… Zo się pytała co się stało, kiedy tylko przestała płakać. Mały wypadek przy pracy – jakby nie było, nie okłamałem jej. A wracając do pecha… pierdolona szyba!
- Adam?
- Hm? – spojrzałem na nią, a ona wciąż spoglądała w punkt na rzece. Ciekawe co tam wypatrzyła…?
- A co jeśli… jeśli… no wiesz…
- Jeśli postanowią cię adoptować? – skończyłem za nią. Spojrzała na mnie ze strachem w oczach. Leciutko kiwnęła głową pokazując, że to właśnie miała na myśli – Będzie mnie czekała przeprowadzka do Kanady – uśmiechnąłem się. To było dla mnie takie oczywiste.
- Naprawdę?
- Zoey, w końcu zrozumiałem jaki skarb miałem na wyciągnięcie ręki przez cały ten czas. W końcu dotarło do mnie, że jesteś moim przeznaczeniem, w które nie wierzyłem. Nie pozwolę, by to się skończyło. Rozumiesz mnie? Nie pozwolę ci opuścić mojego życia.
- Jesteś wariatem – zaśmiała się – Wariatem! – zawołała – Ale to jeden z powodów, przez które cię kocham – dodała ciszej obejmując dłońmi moją szyję i opierając swoje czoło o moje.
- Jeden z powodów mówisz? To dlaczego mnie jeszcze kochasz?
- Adam, kocham cię za to jaki jesteś, po prostu. Ludzi się nie kocha za coś, kocha się i już.
- Ja między innymi kocham cię za te sentencje. Pokazałaś mi, że w życiu liczą się inne rzeczy niż popularność. Pokazałaś mi miłość. Dziękuję – ucałowałem jej czoło. Zarumieniła się; to było piękne. Przytuliłem ją. Mocno – Let me be your hero – zanuciłem. Odsunęła się, by spojrzeć mi w oczy. Uśmiechnąłem się. Ona też. Kocham ten uśmiech. Nie mogłem się powstrzymać. Śpiewałem. [KLIK].
*
Czas płynął nieubłagalnie szybko. Gdybym tylko mógł go zatrzymać… Naprawdę wiele bym dał, by go zatrzymać. W końcu mogłem trzymać ją w ramionach, obdarowywać pocałunkami. Pomimo że nie doszło do naszego pierwszego pocałunku czułem, że to nie jest nam koniecznie potrzebne. Niewątpliwie chciałem tego, więc nie wiem jakim cudem udało mi się przetrwać ten dzień bez pocałowania jej… Może to dlatego, że przez większość czasu Zoey wtulała się w mój tors, więc nie było sposobności, by ją pocałować. A może po prostu pierdolę głupoty i tak naprawdę nie miałem jaj, by to uczynić… Tak, myślę, że zdecydowanie 1:0 dla wersji numer dwa, czyli: nie mam jaj. Zabawne, nieprawdaż? Największy kasanowa jakiego Ziemia chowała i nie potrafi pocałować dziewczyny. Tyle, że ta dziewczyna to do zwykłych nie należy. Jest wyjątkowa, inna, jedyna. Jest moja. I jest na tyle piękna, że przy niej nie wiem co się dzieje. Świat kręci się w drugą stronę, wszystko obraca się o 180o. Bez pierdolenia: zakochałem się. Wiem, powtarzam to ostatnio dość często, ale… zakochałem się, no! Wpadłem jak śliwka w kompot! Zajebiste uczucie! Z-A-J-E-B-I-S-T-E!
- Adam?
- Hm? – wyrwała mnie z mojej zadumy. A miałem takie przemyślenia, że nie jeden mógłby pozazdrościć.
- Co z Alice? – jakbym dostał od niej w pysk, serio. Spodziewałbym się każdego pytania z jej strony, każdego. Ale o Alice? Serio?
- Co ma być?
- No wy…
- Zerwę z nią.
- Adam – szybko podniosła się z zajmowanego dotychczas miejsca, czyli z mojego torsu i uważnie spojrzała w moje oczy – To bez sensu.
- Co jest bez sensu?
- Wyjeżdżam.
- Zo, było tak miło. Naprawdę musisz mi przypominać, że za trzy dni znikniesz mi z oczu na rok?
- Wyjeżdżam Adam. Nie będzie mnie tutaj. Może nawet nie wrócę…
- Nie mów tak.
- Ale tak właśnie może być. Nie zrywaj z Alice…
- Słucham?
- Nie zrywaj z rudą. To nie ma żadnego sensu. Kocham cię, wiesz o tym. Ale… ja mogę nie wrócić, Adamie.
- Kurwa, przestań pierdolić o tym, że nie wrócisz! – nie mogłem się powstrzymać. To mnie przerosło.
- Adam…
- Zo, przestań! Nie chcę być z Alice, chcę być z tobą!
- Też tego chcę, ale…
- Ale kurwa co? Wrócisz… – nie odpowiedziała. Spuściła głowę, smutna – Przepraszam.
- Nie masz za co.
- Przepraszam, niepotrzebnie się uniosłem. Ale Zoey – chwyciłem jej podbródek, by na mnie spojrzała – Kocham ciebie i tylko ciebie. Nie chcę cię stracić. Nie zniósłbym tego – szepnąłem, po czym, spoglądając jej w oczy, zacząłem zmniejszać odległość dzielącą nasze usta. Tak bardzo tego pragnąłem.
- Odwieź mnie. Nie chcę tego – szepnęła… w moje usta. Dzieliło nas, dosłownie, pięć centymetrów. Byłem w szoku. Znów to samo. Który to już raz? Czy ona właśnie dała mi kosza? Bawi się moimi uczuciami? Co jest kurwa grane?!
- Nie chcesz?  
- Chcę wracać.
- Jak sobie, kurwa, księżniczka życzy – powiedziałem już lekko wkurwiony. Podniosłem się z trawy i lekko otrzepałem spodnie. W międzyczasie Zoey również wstała.
- Adam, ja…
- Rozumiem. Chodź do samochodu, odwiozę cię – wymusiłem uśmiech. Pierwszy raz w jej obecności.
- Nie gniewaj…
-  Ja się nie gniewam. Chcę cię kurwa odwieźć do tego jebanego domu – warknąłem. Nie powiedziała nic więcej, ruszyła przodem. Kolejny raz miałem ochotę coś rozjebać. Może tym razem porozcinam sobie drugą rękę? Albo troszkę ją połamię, hm?
*
- Adam, przepraszam – szepnęła, kiedy już staliśmy pod domem dziecka. Całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. To była dla mnie katorga, ale bałem się, że jeśli się odezwę, to jeszcze podniosę głos, a tego nie chciałem.
- Nie masz za co, naprawdę.
- Adam…
- Słuchaj – zaśmiałem się. Umilkła i oboje wsłuchiwaliśmy się w słowa piosenki. Nie wiem kto to śpiewał, ale słowa mówiły same za siebie. [KLIK].
- Let me kiss you – szepnęła. Spojrzałem na nią. Była taka piękna. Zaśmiałem się, prosto w twarz. Perfidne, wiem.
- To ty nie pozwalasz się pocałować – zaśmiałem się jeszcze głośniej. Gdybyście tylko widzieli wtedy jej minę, hahaha. Zapewne gdyby miała przy sobie coś ostrego, to wbiłaby mi to w łeb.
- Zamknij się i całuj – usłyszałem tylko, a potem w przeciągu dwóch-trzech sekund poczułem jej dłonie na mojej koszulce przyciągające mnie bliżej, a także jej usta na moich. Moje ręce, kiedy już oczywiście doszło do mnie co się dzieje, powędrowały na jej plecy, które zmacałem chyba w każdym miejscu. To był najbardziej szalony pocałunek jaki w życiu przeżyłem. Jednocześnie był on najpiękniejszy, bo z osobą, którą kocham – Do jutra. Dobranoc… kochanie – szepnęła jeszcze, złożyła buziaka na moich rozgorączkowanych ustach i, już na mnie nie spoglądając, zniknęła za drzwiami domu dziecka. Wróciłem do domu rozpromieniony i szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu. Ległem na łóżku stwierdzając, że przyda mi się trochę muzyki, choć nie wiem po co. Jednak włączyłem radio i tak szybko jak go włączyłem, tak szybko buchnąłem śmiechem.
- To się nazywa wyczucie czasu. To po prostu przeznaczenie – powiedziałem już sam do siebie wsłuchując się w słowa piosenki. [KLIK].
______________________________

* - tekst autorstwa Nicholasa Sparksa, mistrza w swoim fachu. :)
 Trochę piosenek mi się uzbierało, nie? Ale wierzcie mi (lub nie) - pisząc fragmenty, w których umieszczone są dane piosenki, one akurat leciały w moim Winampie. Przeznaczenie? :P
Rozdział chyba najdłuższy jak do tej pory. Taka mała rekompensata za poprzedni. Tym razem pocałunek nie był planowany. Kurcze, ja przecież nic w tej historii nie planuję, nieważne. Mam zajebiście dobry humor. Szkoda, że moja miłość nie jest tak piękna jak Adama... xD Dobra, zanudzam i piszę nie na temat. Kocham! :*

4 komentarze:

  1. Po pierwsze ;ooooooooooooooooooo
    Po drugie: O Boooże!!!!!!!
    Po trzecie: O żesz w mordę!!!!!!!
    Po czwarte: Oooo noooooł!!!!!
    Po piąte: Adaaaaaaaaaaaaaaaaam <3
    Po szóste: Biedna Zo. ;c
    Po siódme: Rozpływam się...
    Po ósme: On dla niej śpiewał!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Po dziewiąte: Zabije Cię jeśli ona wyjedzie!!!!!!!!!!!! :D
    Po dziesiąte: Przepraszam, że nie komentowałam ale byłam na wsi gdzie niestety nie miałam internetu, mam nadzieję, że się nie gniewasz. ;*

    No i najważniejsze: Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
    Za to że: piszesz tak bosko, pięknie, że dosłownie się rozpływam.
    Za: Adama. <3
    Za: Kochaną Zo. <3
    Za to, że w czasie mojej nieobecności dodałaś 3 rozdziały. <3
    Normalnie Cię Kocham! <3
    Aszysza ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ej, ja chcę żyć! Jestem jeszcze taka młoda! :P
      Nie gniewam się, nie mogłabym. Mam nadzieję, że pobyt na wsi udany. ;*
      Ja Ci dziękuję, że ze mną jesteś, że mnie wspierasz, że komentujesz. Dziękuję! :*

      Usuń
  2. Ooo dziś nie jestem pierwsza;(
    AAaaaaaaaaaaa moja głowa się rozsadza!!!
    Nie dość, że kocham Twoje opowiadanie, Adama, Zo i wszystko tutaj to musiałaś użyć chwytu poniżej pasa,co?!?!
    Po prostu musiałaś, bo nie byłabyś sobą!!!
    "Nasza miłość jest jak wiatr: nie widzisz jej, ale ją czujesz"
    Grrr w moim krótkim 15letnim życiu ten film był moim pierwszym na którym się rozpłakałam!!!
    Zaczęłam czytać "Nasza milość..." i już wiedziałam co będzie dalej...
    Aaaaa!!!!!!!!
    To najpiękniejsze co mogłaś zrobić!!!
    Nooo po tym zdaniu to już się całkowicie rozpłynęłam.
    Połączenie najwspanialszego opowiadania i filmu najlepszego w dziejach ludzkości!!!
    I jeszcze do tego Zo i jej śmiałość normalnie masakra
    Cudownie, że wstawiłaś piosenki takie w pore hehh
    I to pewni, że to przeznaczenie!!!
    Wiesz co? Mam taka propozycję!
    Weź daj to opowiadanie jakiemuś reżyserowi, film byłby idealny!
    Ale Adam jest kochany, a Zo wyjątkowa, skoro rozkochała w sobie takiego łobuza <3
    Kocham <3
    A co do kolejnego, po przeczytaniu fragmentu mam mętlik w głowie, totalny. Na początku myślałam, że to o Alice, ale kawałek, że powinna wyjechać... No nie wiem, nie wiem...
    Dziewczyno! Teraz po nocach nie będę mogła spać!!!
    Zaraz zaraz kiedy to jest 21... mała wycieczka do kalendarza... tak w niedziele! To cały weekend bez snu...
    Pisz szybko kochana!
    I miej taki humor zawsze
    I oczywiście pokłady weny, no ale przy takiej artystce pisarce jak Ty to chyba wena nie opuszcza
    Aaa no nie wyrobie
    Paaa
    ~Anonim
    Kocham <3
    Ps. Jesteś Directioner?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało ważne czy jesteś pierwsza czy też nie. Wiedziałam, że komentarz od Ciebie się pojawi, to jest najlepsze! :*
      Poważnie?! Ja również po raz pierwszy rozpłakałam się właśnie oglądając "Szkołę uczuć". Chwyt poniżej pasa mówisz? Po prostu kocham Sparksa. :)
      Reżyser? Film? Hahaha, proszę Cię - to by nie wyszło.
      O kolejnym rozdziale nie powiem ani słowa. :P
      Z weną jest różnie. Ostatnio na szczęście nie mam problemu. :)
      PS: Directioner? Kocham piosenki 1D i Malika. Nie, nie jestem Directionerką. ;)

      Usuń