sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 019



Następnego dnia wstałem taki szczęśliwy, że już od momentu, w którym otworzyłem oczy, miałem uśmiech na twarzy. Nie zniknął on nawet, gdy spotkałem Petera przed szkołą.
- Siema stary – podszedł do mnie, by przybić „sztamę” – Sorry za ostatnie. Niepotrzebnie żem się na ciebie wydarł.
- To ja przepraszam za nos.
- Widzę, że odwiedziło cię zadośćuczynienie – zaśmiał się wskazując na moją rękę, którą wciąż zdobił bandaż.
- W sumie to tak – również się zaśmiałem. Faktycznie, można by tak spojrzeć na tą sytuację, hahaha – Muszę z tobą pogadać – nadszedł najwyższy czas, prawda?
-  Jasne, o wszystkim – uśmiechnął się. Może nie będzie tak źle jak mi się wydawało.
- Kochanie! – kurwa, ona tu? Teraz? Ja pierdolę.
- Cześć rudzielcu – rzuciła mi się na szyję, jak zwykle. Wepchnęła mi język do gardła, jak zwykle. Myślałem, że ją tam ukatrupię… jak zwykle.
- Stęskniłam się za tobą. Nie raczyłeś nawet zadzwonić przez weekend. Ba, nawet nie napisałeś.
- Miałem trochę roboty. Alice, musimy pogadać.
- Jasne misiu – uśmiechnęła się tak słodko, tak kurewsko sztucznie. Rzygać mi się chciało. Po raz pierwszy odkąd ją poznałem miałem ochotę uciec z dala od niej. Wywoływała u mnie obrzydzenie, nie było już ani jednej iskry. Nie chciałem z nią być, nie chciałem jej nawet oglądać. Powinna wyjechać. Tak, zdecydowanie powinna zniknąć z mojego życia. Tak więc już chciałem powiedzieć jej, że z nami koniec, że nic między nami nie było, nie ma i nie będzie. W tym momencie jednak… zauważyłem Zoey. „Nie zrywaj z rudą. To nie ma żadnego sensu.”, zabrzmiało w mojej głowie. Jakby telepatycznie przesłała mi wiadomość. To było jednak tylko wspomnienie. Wspomnienie wczorajszego dnia. Najpiękniejszego dnia w moim życiu. Wiedziałem, że mówiła o tym poważnie. Wiedziałem również, że wiele wysiłku kosztowało ją, by to powiedzieć. W końcu nie byliśmy pewni jak potoczą się nasze losy. Mieliśmy się spotkać ponownie za rok. Ktoś może stwierdzić, że rok to przecież tak niewiele. Może ma rację. Aczkolwiek w naszej sytuacji… kurwa, nad czym ja się zastanawiam? To tylko rok. Kocham ją. Pierdolę wszystko, wytrzymam! Jednak spoglądając na nią, widząc jej zaciętą minę… wiedziałem co myśli: nie chciała, bym zerwał z Alice. Zacząłem więc jakiś błahy temat. A miałem wtedy to zakończyć. Wszystko potoczyło by się inaczej…
*
Siedząc nad jeziorem zastanawiałem się czy dobrze zrobiłem ulegając spojrzeniu Zo. Może powinienem jednak zerwać z Alice? Przecież to nie jest opcja alternatywna. To żywa kobieta, która też ma swoje uczucia, a ja jej nie kocham. Chcę ją skrzywdzić? Nie. Nie dlatego, że mi na niej zależy. Po prostu nie chcę, by ktokolwiek już musiał przeze mnie cierpieć. Pewnie porozmyślałbym jeszcze trochę o rudej, gdyby nie potworny ból w nogach i pewne ukochane przeze mnie usta przywierające do moich.
- Cześć… kochanie – mój skarb najdroższy rzucił się na mnie miażdżąc mi nogi, lecz jednocześnie ukoił ból całując me usta.
- Cześć kruszyno – uśmiechnąłem się. Dziewczyna wciąż obejmowała moją szyję. Moje ręce zaś spoczywały na jej talii.
- Kruszyno? Naprawdę? – zaśmiała się.
- A jak mam cię nazywać?
- Bądź bardziej kreatywny.
- Zo, mój aniele. Gwiazdo jaśniejąca na moim nieboskłonie. Kwiatuszku piękniejący każdego dnia. Jesteś całym moim życiem, jesteś moim powietrzem, moim tlenem, moim sercem. Bez ciebie, umrę – wypowiedziałem to wszystko na jedynym wdechu, co sprawiło, że produkcja śliny trochę nie nadążała. No i w moim organizmie zgromadziło się zbyt wiele dwutlenku węgla, a zdecydowanie za mało tlenu, toteż musiałem pooddychać chwilę głębiej.
- Kocham cię – szepnęła, po czym połączyła nasze usta. Przywarłem do niej mocniej, by móc jeszcze bardziej delektować się tym pocałunkiem.
- Zrobiłaś się ostatnio bardzo śmiała – uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Twoja wina. Demoralizujesz mnie – powiedziała z poważną winą, hardo patrząc mi w oczy.
- Demoralizuję? – moja lewa brew automatycznie powędrowała do góry – Ja demoralizuję? – zapytałem raz jeszcze i zacząłem ją łaskotać. Jej śmiech był zaraźliwy, więc po kilku sekundach śmialiśmy się razem.
- Adam, przestań – wydusiła nagle. Jednak nie miałem zamiaru przestawać. W końcu udało jej się wyrwać z moich szponów. Szybko wstała i odeszła kawałek głośno oddychając.
- Masz dość? – spytałem, podnosząc się z ziemi i idąc w jej kierunku.
- Tak kochanie, mam dość – powiedziała jednocześnie prostując ręce przed sobą, chcąc mnie zatrzymać. Jednak widząc moją zaciekłą minę, uśmiechnęła się i zaczęła biec w drugą stronę. Puściłem się za nią. Oj, dorównywała mi kondycją, dorównywała. Jednakże byłem trochę szybszy. Dogoniłem ją i, dosłownie, rzuciłem się na nią. Skutek? Oboje chichotaliśmy jakbyśmy właśnie nawdychali się jakiegoś zioła. Oboje byliśmy przemoczeni do ostatniej nitki. Tak, wpadliśmy do jeziora.
- Jesteś piękna – szepnąłem, kiedy już udało mi się uspokoić. Zoey w tym momencie również się uspokoiła. Mierzyliśmy się wzrokiem. Na naszych twarzach widniały uśmiechy wręcz od ucha do ucha. Zbliżyłem się do niej. Chwyciłem kosmyk, który opadał jej na twarz i umieściłem go za uchem blondynki. Później dotknąłem jej twarzy, a ona… ten gest… złapała moją rękę i przytrzymując ją na swoim policzku odwróciła głowę tak, by złożyć na niej pocałunek. Spojrzała na mnie spod rzęs. Uśmiechnęła się. W ułamku sekundy poczułem jej ręce na szyi i usta przywierające do moich.
*
- Dlaczego mnie wczoraj pocałowałaś? – spytałem, kiedy siedzieliśmy nad brzegiem jeziora podziwiając zachód słońca. Już dawno wygrzebaliśmy się z wody i zdążyliśmy trochę wyschnąć, albo raczej nasze ubrania.
- Bo cię kocham.
- Zo, wyznałaś mi to już wcześniej, a mimo wszystko mnie nie pocałowałaś. Wczoraj zaś… to ja wpierw chciałem cię pocałować… tutaj. Nie chciałaś, a potem…
- Miałam mętlik w głowie. Wszystko przez ten wyjazd… – posmutniała. Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie, by mogła ułożyć głowę na moim ramieniu.
- Będę czekał, wiesz o tym.
- Adam… ale to rok – kiedy to powiedziała odsunąłem się od niej, by móc chwycić jej twarz w dłonie.
- Nieważne… rok, pięć, dziesięć lat… Zoey, kocham cię. Już ci mówiłem: nie pozwolę ci opuścić mojego życia. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz – zaśmiała się. Uśmiechnąłem się i musnąłem jej usta. W środku wszystko we mnie krzyczało, rozrywało mi wnętrzności. Nie mogłem myśleć o jej wyjeździe. Nie chciałem o tym myśleć. Został nam jeden cały dzień. W środę mnie opuści. Czuję jakby tyle co weszła do mojego życia, a już musiała je opuścić. Cholernie popierdolone uczucie.
*
Odwiozłem ją do domu dziecka, jak zwykle po naszych spotkaniach. Strasznie szybko minął ten dzień i nie chciałem jej jeszcze opuszczać, ale siła wyższa – była 22:07. Zoey lamentowała, że spóźniła się o całe siedem minut, więc wolałem nie widzieć co by było, gdybym przywiózł ją jeszcze później.
- Widzimy się jutro?
- Nad jeziorem po szkole, aniołku – zaśmiała się perliście – Dlaczego się śmiejesz?
- Dziwnie brzmi ten aniołek.
- Kocham cię Zo – szepnąłem, po czym delikatnie musnąłem jej usta – Dobranoc – dodałem. Ona tylko się uśmiechnęła, nie powiedziała ani słowa. Zniknęła we wnętrzu budynku. Miałem przez to niedosyt. W końcu wczoraj wręcz rzuciła się na mnie, dziś cały dzień również była bardzo śmiała, a pożegnanie? Co się stało? Dlaczego nagle stała się tak oziębła, że nawet mi nie odpowiedziała? Uśmiechnęła się tylko. Uśmiechnęła. W taki sposób jakby jej w ogóle nie było do śmiechu. Cóż, spytam ją o to jutro.
______________________________

 Cieszcie się i radujcie, bo jest wcześniej. Miałam w planach dodać dziś, ale wieczorem, po godzinie 21. Cóż, siła wyższa, prawda? ;>
Coś za coś - fragmentu nie będzie, bo rozdział nr 20 niezaczęty. :P

6 komentarzy:

  1. Droga Devil.and.Angel
    (specjalnie weszłam do zakładki żeby sobie przypomnieć Twoją nazwę ;* Normalnie nazywam Cię autorka Adama, lub Adam ;p mniejsza z tym.)
    Czy Ty dziewczyno chcesz mnie doprowadzić do rozstroju nerwowego?!
    Tak, jesteś na dobrej drodze!
    Połączyłaś tutaj najlepsze co mnie spotkało w życiu w kategorii przeczytanych/obejrzanych.
    Twój blog+ Szkoła uczuć i jeszcze (!) Aniele!
    Może nie zdajesz sobie sprawy, ale to taki symbol jakby (przynajmniej dla mnie) serii "Szeptem" która jeest moją ulubioną.
    Może jestem dziwna, ale uwielbiam tą Twoją historię i bardzo!bardzo!bardzo!...bardzo! Ci dziękuję, że ją piszesz i kiedyś tam nie zawiesiłaś bloga <3
    Zo i Adam to taka świetna para!
    Dziewczyna zmieniła tego kasanowę, a on zmienił swojego aniołka! No idealny związek!
    Tylko na lepsze <3
    Co prawda zdziwiła mnie śmiałość Zo, ale to słodkie ;D
    Szkoda mi, że Zo wyjeżdża ;(
    Ale pewnie dużo się wydarzy podczas jej nieobecności, nie mogę się doczekać!
    A właśnie.. jak ona wyjedzie to będzie coś takiego jej oczami czy coś?!
    "żem" "wpierw" U-W-I-E-L-B-I-A-M Twoje słownictwo!!!
    "Zo, mój aniele. Gwiazdo jaśniejąca na moim nieboskłonie. Kwiatuszku piękniejący każdego dnia. Jesteś całym moim życiem, jesteś moim powietrzem, moim tlenem, moim sercem. Bez ciebie, umrę"
    Hahahaha leżę i nie wstaje. Kochany kasanowa romantyk <3
    Chciałoby się takiego chłopaka...
    No dobra chyba znowu przesadziłam z ilością literek...
    No więc nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Życzę weny i miłych 3 dni bez nas ;*
    Buziaki ;*
    ~Anonim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, racja, nazwa jest nieważna... wiemy o tym najlepiej, mój Anonimie. :*
      Niestety, nie było mi dane czytać "Szeptem", jednak widzę, że muszę to nadrobić. Aniołki po prostu zawsze są takie kochane... tak jak Zoey, więc mi się skojarzyło. :)
      Na to pytanie mogę Ci odpowiedzieć w prosty sposób: to historia oczami Adama i tylko jego oczami.
      Nie, nie, przesadzaj sobie z ilością literek. Uwielbiam czytać długie komentarze! :*

      Usuń
  2. " Twoja wina. Demoralizujesz mnie" - hahaha... no tak.. miała racje.. ale tak ogólnie.
    Jesteś genialna...
    Oh.. Te dwa ostatnie rozdziały były takie piękne..
    Adaś był taki szczęśliwy..
    I Zo też..
    A już pewnie w następny rozdziale Zo wyjedzie i znów oboje będą cierpieć :(
    Jesteś okropna...
    Jak możesz ich tak ranić?
    Tedwie linijki wyżej to żart.
    W końcu zacznijmy od tego, że gdyby ni ty, to oni by nawet nie istnieli.
    A dzięki tobie żyją...
    Żyją w mojej głowie, głowie Anonima z komentarza powyżej, twojej głowie...
    Ale jak to czytam to mam wrażenie, że Adaś i Zoey za prawdę gdzieś żyją w Anglii...
    że ta historia jest prawdziwa..
    Nie wiele jest takich w internecie...
    No bo serio tylko ktoś naprawdę utalentowany może wymyślić coś tak genialnego.
    Kocham cię...
    czekam na kolejny rozdział..
    Aww.. już się nie mogę doczekać ..
    I że co?
    Ja mam czekać jeszcze do wtorku, albo nawet środy?
    Dziewczyno wykończysz emocjonalnie...
    I fizycznie też...
    Ja w nocy z ciekawości spać nie mogę...
    Ale postaram się być szczęśliwa...

    Ps: sorry za spam, ale jak byś miała kiedyś tam czas to wpadniesz i ocenisz? to dal mnie bardzo ważne.. http://mroczne-spojrzenie.blogspot.com/
    Łucja O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, spokojnie, nie obrażę się za to, że mi powiesz, iż jestem okropna, bo ranię tą dwójkę. Masz całkowitą rację - jestem okropna, ranię ich. Ale sielanka by się nam znudziła... mnie już to ich szczęście mdli. ;P
      Dziękuję Ci za te słowa, iż ta historia wydaje się być prawdziwa - to najpiękniejsze, co mogłaś napisać.
      Może nie pozwolę Wam tak długo czekać, się okaże. ;D
      Tak, masz być szczęśliwa - dla siebie, dla Zo, dla Adama, dla mnie też. :D
      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  3. Dobra, możesz mnie zbić... Znów narobiłam sobie zaległości. Nie ogarniam, co się dzieje wokół mnie ;/ Dzisiaj zmusiłam się jednak do wysiłku i po chwili odpłynęłam, czytając twoje rozdziały. Jejuuu... Co za cudoooo. Adam w końcu się otworzył. I ta sceny, gdy pogodził się z ojcem.... Miałam łzy w oczach. Piękne. Tak się cieszyłam, że Adam w końcu przyznał się, że kocha Zoey. I nagle BUM! Wyjazd... :( Smutne. Nie wyobrażam sobie, jak to będzie wyglądało. Ona w Kanadzie, on z Alice. Nie, to nie ma być tak! Niech on za nią pojedzie... Jejuu... Nie mogę uwierzyć, że ktoś taki jak Adam zmienił się nie do poznania. Te czułe słówka, pocałunki itp itd...
    Dziewczyno, jesteś geniuszem.

    Kiedy nie było cię na moim blogu, założyłam kolejny - z autorskimi, krótkimi opowiadaniami. Zapraszam - www.czego-chcesz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, nie mogę Cię zabić... ile ja mam zaległości u Ciebie przecież. A wciąż mało czasu, by siąść i ogarnąć. Najgorsze jest to, że nie chcę czytać po kawałku, chcę pożreć całość, dlatego czekam na odpowiedni moment. :P
      Dziękuję za geniusza... geniuszu. :*

      Oj, to muszę odwiedzić. Przynajmniej to będę mogła przeczytać od razu. :)

      Usuń