KLIMAT - polecam (przy czytaniu i nie tylko) i pozdrawiam, devil-and-angel
To
była najcięższa noc w moim życiu. Nie, zagalopowałem się. Jedna z najcięższych
nocy. Najcięższa była, gdy zmarła moja mama. W każdym razie nie pamiętam, bym
kiedykolwiek się tak wiercił w łóżku, budził milion razy czy łaził po nocy z powodu niemożności zaśnięcia.
Naprawdę myślałem, że pierdolca dostanę. A ile ja się nakląłem. Przeprowadziłem
nawet ciekawą konwersację… sam ze sobą. Chyba pierdoli mi się porządnie we łbie
i nadaję się do szpitala dla czubków. Staram się zrozumieć dlaczego mój
organizm reaguje tak, jak reaguje, ale nie potrafię. To, że nie mogłem w nocy
spać… kurwa, tragedia. Cały dzień rozpierdalało mi czaszkę, tabletki nie
pomagały. Poważnie, już z samego rana byłem w tak chujowym nastroju, że
wystarczyłoby jedno głupie słówko wypowiedziane przez drugą osobę, bym
maksymalnie się wpienił i rozpierdolił wszystko.
*
Jechaliśmy
jakieś 40 minut, przez co na lotnisku byliśmy o 11:24. Cała droga zleciała nam
na gadaniu o pierdołach. Nie chcieliśmy już zadręczać się myślą, że kolejny raz
zobaczymy się dopiero za rok. Jednak, gdy weszliśmy do budynku… kurwa, ogarnęło
mnie uczucie… sam nie wiem… jednocześnie targały mną emocje, których nigdy
wcześniej nie doznałem w takim stopniu – strach, wręcz przerażenie, smutek,
złość, gniew, rozpacz, panika, niepokój, a już nawet tęsknota. Chciałem się
położyć na podłodze, zacząć ryczeć, walić pięściami i móc drzeć się w niebiosa.
Wiecie, co jeszcze sobie wtedy pomyślałem i co mnie jednocześnie wkurwiło? Że
nawet gdybym faktycznie zrobił taką scenę, Zoey i ta by wyjechała. Kurwa,
dlaczego?! Ma siedemnaście lat! Po chuj jakieś rodzince z Kanady już prawie pełnoletnia dziewczyna? Kurwa, w dodatku z Anglii! No po
chuj, ja się pytam?!
-
Pasażerów lotu numer sto dwadzieścia jeden prosimy o udanie się do bramki numer
dwa – kobieta to samo powtórzyła jeszcze w języku niemieckim, jak i polskim.
-
To mój – szepnęła Zoey. Spojrzałem na nią. Nie patrzyła na mnie, tylko w
podłogę. Ukrywała twarz za włosami, co znaczyło tylko jedno.
-
Nie płacz, Aniele – przytuliłem ją. Mocno, jak zawsze. Poczułem jak drży.
Zawsze, za każdym razem, gdy płakała byłem silny. Tego dnia nie wytrzymałem.
Nim się zorientowałem, poczułem jak łza, jedna, a potem kolejna spływa po moim
policzku. Mój Anioł spojrzał na mnie, a jej dłoń wylądowała od razu na moim
policzku, by obetrzeć łzy. Potem błyskawicznie otarła i swoje, po czym
uśmiechnęła się.
-
Będę tęsknić.
-
Ja już tęsknię – ponownie wtuliła się w mój tors. Mogłem ją chwycić na ręce,
wsadzić do samochodu i wrócić do domu. Żałuję, że tego nie zrobiłem. Nasza
historia mogłaby potoczyć się inaczej…
-
Pasażerów lotu numer sto dwadzieścia jeden prosimy o udanie się do bramki numer
dwa.
-
Kocham cię Adam – szepnęła opierając swoje czoło o moje.
-
Też cię kocham Zo. Zawsze będę – wpiłem się w jej usta, nie potrafiłem
wytrzymać dłużej.
-
Powtarzam: pasażerów lotu numer sto dwadzieścia jeden prosimy o udanie się do
bramki numer dwa.
-
Do zobaczenia kochanie – powiedziała szybko i chciała się oddalić, jednak
złapałem ją za rękę powodując, że ponownie wylądowała w moich ramionach.
-
Czekam na ciebie – szepnąłem i raz jeszcze ucałowałem jej rozpalone usta.
Wiedziałem, że będzie mi ich brakowało, wręcz to czułem. Kiedy nasze usta się
rozłączyły, Zoey ruszyła do bramki numer dwa. Spoglądałem za nią pragnąc, by
raz jeszcze nasze spojrzenia się skrzyżowały. Dziewczyna jednak przeszła przez
bramkę nie oglądając się za siebie. Traciłem już nadzieję, gdy się odwróciła.
Spojrzeliśmy na siebie przeciągle, by po chwili wyszeptać nieme „kocham cię”.
Potem zniknęła mi z oczu. Zostałem sam. Sam wśród tłumu. Stałem i patrzyłem w miejsce, w którym
widziałem ją po raz ostatni. Stałem, a z moich oczu ciekły słone krople –
Kocham cię – szepnąłem, już w przestrzeń. Nie mogła tego usłyszeć, chyba że
dobry wiatr zaniesie jej te słowa. Wspominając o wietrze przypomniałem sobie
jej słowa. Nasza miłość jest jak wiatr:
nie widzisz jej, ale ją czujesz. Wtedy… sam pośród tłumu… czułem ją.
*
Wróciłem
do domu nie mając ochoty dosłownie na nic. Pierwsza rzecz jaką zrobiłem? Sam w
to nie wierzę, a jednak – podszedłem do ojca, przytuliłem go, po czym, po raz
kolejny, zacząłem ryczeć.
-
Wyjechała… zostawiła mnie… wyjechała, do kurwy nędzy… – gadałem pomiędzy kolejnymi pociągnięciami
nosem. Staruszek nie mówił nic, klepał mnie po plecach. Wiedział, że nie słowa
były mi potrzebne. Wystarczała sama jego obecność, jego bliskość – Tato,
wyjechała… – moje ręce kurczowo zacisnęły się na jego koszuli.
-
Adam, ona wróci.
-
Wróci… za rok – to powiedziawszy wpadłem w jeszcze większy ryk. Nie potrafiłem się
ogarnąć. Chciałem chociażby na chwilę się uspokoić, jednak emocje, którą mną w
tej chwili targały były zdecydowanie mocniejsze niż mogłoby się wydawać. Nie
wiem ile tak stałem i kurczowo trzymałem się ojca, naprawdę nie wiem. Chyba po prostu musiałem trzymać kogoś w ramionach.
-
Ten rok minie tak szybko, że nim się obejrzysz Zoey będzie już z nami.
-
Idę się położyć – stwierdziłem nagle, odsuwając się od ojca – Dzięki tato, za
wszystko – uśmiechnąłem się, po czym ścisnąłem jego ramię w geście
podziękowania. Kiedy dotarłem do pokoju, od razu ległem do łóżka. Leżałem tak
dopóty, dopóki mnie nie olśniło. Zerwałem się do pozycji siedzącej i z kieszeni
wyciągnąłem telefon. Na mojej twarzy momentalnie zagościł uśmiech. Wszedłem w
wiadomości i zacząłem pisać. Dopiero po dłuższej chwili dotarła do mnie ta
chujowa informacja, że Zo jest przecież jeszcze w samolocie – Kurwa – rzuciłem
telefonem, na szczęście na łóżko. Ległem z powrotem na łoże, chwyciłem się za
głowę. Ból wciąż nie ustąpił – Kurwa – a co mi tam, jak klnę jest mi lepiej –
Ja pierdolę – gdy zapalę też będzie mi lepiej. Wyciągnąłem z szafki paczkę
fajek i nie zastanawiając się, zaciągnąłem się dymem. Siedząc na łóżku
pragnąłem, by Zoey już była na miejscu. Przynajmniej mógłbym do niej napisać
czy nawet zadzwonić – Kurwa, jak mnie jej już brakuje! – powiedziałem głośniej,
po czym kolejny raz zaciągnąłem się dymem. Co będzie za trzy tygodnie, hm?
Skoro teraz przeżywam jak mrówka okres, to co będzie za jakiś czas?
_____________________________
Poleciłam Titanica, jako że przy tej piosence pisałam ten rozdział. Powiem Wam, że rozdział jest krótki (najkrótszy) nie z powodu braku weny, tylko właśnie z powodu piosenki - ryczałam jak bóbr pisząc rozdział, uwierzycie? Kolejny niebawem. Buziaki! :*
,,Naprawdę myślałem, że pierdolca dostanę. A ile ja się nakląłem. Przeprowadziłem nawet ciekawą konwersację… sam ze sobą" - ha! To ja dzisiejszej nocy. Dosłownie. Dziewczyno, czytasz mi w myślach, czy jak?! Doskonale opisujesz to, co przeżywa Adam. Przy scenie na lotnisku mało się nie popłakałam... Ehhh... Wyobraziłam sobie to pożegnanie i ból,jaki oboje czuli. Masakra. Uwielbiam rozmowy Adama z ojcem. Są takie prawdziwe i pełne rozpaczy. Kocham to opowiadanie. Mam nadzieję, że Adam nie zrobi jakiegoś głupstwa, gdy nie będzie Zoey. Powinien rzucić Alice!
OdpowiedzUsuńDobra, nie nakręcam się, bo pewnie wymyślisz coś cudownego.
Pozdrawiam :*
Wierz mi kochana - chciałabym czytać w myślach. Byłaby zabawa! xD
UsuńJa ryczałam jak bóbr podczas pisania sceny na lotnisku. Tylko zaczęłam pisać ten fragment, już mi łzy leciały. Pierwszy raz!
Adam głupstwo? Skąd! :P
Wow. Trafiłaś z klimatem i uczuciami z rozdziału do mojego dzisiejszego stanu. W ogóle nawet pogoda jest dziś płaczliwa. Dziś nie płakałam podczas czytania, ale moje wnętrzności chyba płakały...
OdpowiedzUsuńRozumiem Adama.
Tak sobie myślę, że przecież jest wyjście, przecież on mógłby polecieć do Kanady, odwiedzić ją, bo mógłby, prawda?
Sama na miejscu Adama bym wariowała.
Fragment ze Szkoły uczuć przyprawił mnie ponownie o miłe uczucie. Aż ciepło na sercu.
"Czekam na ciebie" - dwa słowa a bardzo zobowiązująca obietnica.
Czy nasz Adaś wytrzyma?
Czy nie zwariuje bez swojego Anioła?
Jak będzie wyglądało jego życie po całkowitej kilkudniowej zmianie?
Jedna wielka niewiadoma.
Ale Ty na pewno dasz sobie radę w zaskoczeniu nas. Masz już całkiem sporą w tym praktykę
Za to Cie kocham i 73645456267617 razy dziennie wchodzę na ten blog <3
Co do fragmentu, widać sielanka z ojcem dobiegła końca?
Trochę szkoda, ale nic nie może trwać wiecznie...
Pozostaje mi czekać.
Miłej pracy ;*
Życzę weny
Pozdrawiam
~Anonim
Ja za to byłam w tak anielskim humorze, że musiałam napisać taki rozdział, by trochę poryczeć. xD
UsuńA powiem Ci, że mógłby lecieć. Kto mu zabroni? Nic go nie trzyma w Anglii, prawda? A guzik prawda - ma szkołę -> musi się chłop uczyć, a nie jeździć do Kanady za dziewczyną. :P
Na trzy kolejne pytania nie jestem Ci stanie odpowiedzieć, bo sama nie wiem jak potoczy się jego życie. Na pewno będzie zmiana. ;)
Też Cię kocham! :*
Sielanka z ojcem? Nie lubię sielanek. :)
Pozdrawiam! :*
Moja biedna, biedna, biedna, biedna Zo. ;(
OdpowiedzUsuńJa chce, żeby wróciła. :(
Ten rozdział był taki smutny, że kilka razy przyłapałam się na tym, że ocierałam łzy. Czytałam wiele blogów jednak doprowadzic mnie do takiego stanu nie zdarza się z byt często. Tak bardzo się wczułam w ten ból, tęsknotę i niepewnośc, że te uczucia przepełniły mnie całą.
Szkoda mi i Zo i Adama, w końcu oboje na siebie zasługują, są dla siebie jak odłamki puzzli, dopełniają się w każdym momencie. Odebranie im szczęścia na zawsze będzie istną zbrodnią.
Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. Bardzo, bardzo bardzo. :)
Życzę weny.
Aszysza. ;*
Kurcze, to tylko ja nie chcę, by wracała? Jestem dziwna czy jak? xD
UsuńCieszę się, że opowiadanie wzbudza w Tobie takie emocje (z łez to ja się nie cieszę... czy powinnam się cieszyć? :P).
Oj, na zawsze to ja im szczęścia CHYBA nie odbiorę. Jeszcze się nad tym zastanawiam... ;)
Pozdrawiam! :*